February 10, 2020

#18 Kulinarnie po Seattle i okolicy: Daniel's Broiler

Daniel's Broiler słynie ze steków. I z cen. Dlatego nie jest to miejsce, do którego chodzimy często. Według mnie ceny te są snobistycznie wysokie, bo dobre steki można zjeść i w innych miejscach za znacząco niższą cenę. Ale... są klienci skłonni zapłacić tyle, ile winszuje sobie Daniel's Broiler, więc nie mnie to oceniać. 

Pierwszy raz poszliśmy do Daniel's Broiler w South Lake Union, by uczcić specjalną okazję. Jedzenie było rewelacyjne. Był i stek, i cielęcina, i lobster bisque, który na długie tygodnie pozostał w pamięci jako przepyszna zupa. Do tego dobrze dobrane dodatki. Obsługa sympatyczna, szybka. W sumie wieczór był udany - dobrze zjedliśmy, mile spędziliśmy czas. Kiedy więc dostaliśmy w prezencie karty do Daniel's Broiler, to przyznam, że ucieszyłam się, bo nadarzała się okazja na powtórkę. A że chadzamy do opery czy filharmonii, to była składało się wręcz idealnie. Tym bardziej, że otworzono nową lokalizację bliżej centrum Seattle. Reklamy zachęcały do jej odwiedzenia, a widok jaki się na nich rozpościerał z okien restauracji był zapierający dech w piersiach. Niestety to by było na tyle. 

Nowa lokalizacja w niczym nie przypominała znanej nam z South Lake Union. Snobizm obsługi uderzał od samego wejścia. Restauracja w niczym nie przypominała tej nam znanej - dość przytulnej. No ale ta mieściła się w nowoczesnych wysokościowcach, jakich pojawiło się ostatnio dość dużo. Niestety dość szybko odczuliśmy, dość protekcjonalne traktowanie, szczególnie od momentu ujawnienia się z kartami - zupełnie jakbyśmy byli jedynymi gośćmi z nich korzystającymi, a na dodatek takimi, których w innym przypadku nie stać na obiad w Daniel's Broiler. Nie zrażeni jednak tym, zamówiliśmy obiad - clam chowder, kalmary, a na danie główne filet mignon i steka z ryby piły ( sword- fish steak), a do tego wino. Zupa i dodatki przyszły błyskawicznie i były smaczne. Po czym nastąpiła bardzo długa przerwa, w czasie której zdążyłam wyjeść do ostatniego okruszka podany wcześniej chleb, odwiedzić łazienkę, a także zaliczyć kilka rund dolewania wody.  


Na moje nieszczęście należę do tych osób, które nie lubują się w stekach kapiących krwią. Lubię gdy moje są zrobione tak, że w środku nie ma surowego mięsa. Po dłuższym oczekiwaniu, zaczęliśmy się nieco niepokoić upływającym czasem - orkiestra w Benaroya Hall raczej nie będzie czekać na nas z rozpoczęciem koncertu, a nic też nie wskazywało na to, że jest w tej samej restauracji i podziela nasz smutny los wydłużonego oczekiwania na obiad. Nagle pojawiła się kelnerka wyjaśniła, że restauracja jest dopiero otwarta, więc wszystkim zajmuje nieco dłużej gotowanie na nowym sprzęcie, ale już za chwilę wszystko będzie gotowe. Nieco dziwne tłumaczenie, no ale niech będzie. Zakładaliśmy, że nie potrwa to dużo dłużej, biorąc pod uwagę, że byliśmy jednymi z nielicznych gości restauracji. Po kolejnym kwadransie kelnerka znowu przyszła; tym razem z informacją, że to mój stek, który ma być well done wszystko opóźnia. To już nieco mnie zaskoczyło, by nie powiedzieć poruszyło, bo jak do tej pory nigdy nie spotkałam się z takim wyjaśnieniem. Po chwili jednak pojawił się obiad. Nawet w ciemniejszej już aurze i przy skąpym oświetleniu widać było, że mój stek był BARDZO dopieczony. A w zasadzie po prostu spalony. Ledwie co można było z niego wykroić by zjeść cokolwiek, zwłaszcza, że czas naglił. Stekowi towarzyszyła kupka kartofli. Całość prezentowała się mało atrakcyjnie, o smaku nawet nie wspominając. Obsługa nie poczuwała się do zrekompensowania tego dania. Były to najdroższe w moim życiu kartofle, bo stek w zasadzie nie nadawał się do jedzenia.

Kiedy oczekiwaliśmy na zapłacenie za obiad, podszedł do nas manager by zapytać jak nam smakował obiad. Przylepiony uśmiech znikł mu z twarzy, gdy powiedziałam prawdę o swoim daniu, przy okazji pokazując mu dokumentację fotograficzną. Plótł coś trzy po trzy, co nie miało sensu, a na koniec podał swoją wizytówkę. Nie wiem zresztą po co, bo nie zamierzałam odwiedzać więcej tej restauracji. Recenzja napisana na Google również skończyła się podobnie - pod nią pojawił się komentarz, żeby się skontaktować z restauracją, a wszelkie próby skontaktowania spaliły na panewce. I tak oto, obiad, który miał wprawić nas w miły nastrój przed koncertem, niestety niemalże zepsuł wieczór. Na poprawę humoru, w drodze do filharmonii wstąpiliśmy do Gelatiamo, gdzie affogato wynagrodziło mi rozczarowanie obiadowe. 

Czy pójdę jeszcze do Daniel's Broiler? Nie wiem. Jeśli tak, to nieprędko, bo jest wiele super fajnych miejsc, gdzie można zjeść dobrego steka nie przepłacając go i nie doświadczając tego typu sytuacji. Sprawdzona lokalizacja w South Lake Union z pewnością zasługuje na powtórkę.  Z kolei ta w Bellevue zasługuje na szansę. Do tej w centrum Seattle, zwyczajnie nie chce mi się wracać. Każdemu zdarza się popełnić błąd. Ale trzeba umieć przeprosić i go naprawić. Nie lubuję się w narzekaniu i grymaszeniu. Jednak od restauracji na tym poziomie, oczekuje się nieco innego podejścia do klienta. Tylko fakt, że nie mieliśmy czasu czekać na przygotowanie drugiego steka sprawił, że ten nie został odesłany do kuchni - tak jak na to zasługiwał. Pozostało jednak rozczarowanie i ogromny niesmak. I niechęć do odwiedzenia jej w przyszłości. 







Daniel's Broiler
South Lake Union
809 Fairview Place N,
Seattle, WA 98109
206.621.8262


Daniel's Broiler
808 Howell Str
Seattle, WA 98101
(206) 900-9590
Print Friendly and PDF

No comments:

Post a Comment