May 28, 2020

Bajgle w stylu nowojorskim (New York style bagles)

Tak jak zapowiadałam, już po pierwszej próbie 
z pieczeniem bajgli wiedziałam, że będę szukać nowych przepisów. Nie dlatego, że te pierwsze nie były udane. Po prostu chciałam spróbować kilku przepisów, by dojść do takiego, który w pełni mnie zadowoli. Latami opierałam się pieczeniu bajgli, bo odstraszało mnie ich gotowanie przed pieczeniem. Nawet nie wiem czemu. Kiedy tylko to zobaczyłam w przepisie, nawet się nie zagłębiałam w detale procesu robienia bajgli, tylko je odrzuciłam. Łatwo mi było to zrobić, bo w okolicy było wystarczająco dużo miejsc z dobrymi bajglami. Ale przyszła pandemia. Zamknięto nas w domach, ograniczono poruszanie się. O ile wychodziło się po podstawowe zakupy, o tyle nikt nie zawracał głowy zachciankami. Ale więcej posiłków jedzonych w domu sprawiło, że w końcu zatęskniliśmy za odmianą. Nie powiem, że dołączyłam do rzesz piekących chleby, bo to robiłam od dawna. Ale niewątpliwie zaczęłam eksperymentować i sięgać po nowe wyzwania; stąd pojawiły się bajgle. 
Podobno bajgle nowojorskie są najlepsze. Pełne smaku, lekko słodkawe i nieco ciągnące. Aż takimi znawcami nie jesteśmy, ale bajgle pieczone w domu znikają błyskawicznie - te świeże, dopiero co upieczone, jeszcze ciepłe z masłem lub nawet bez niczego. Te starsze, kilkugodzinne, podpieczone lekko w tosterze, z serkiem - zwykłym białym lub łososiowym. Albo cienkimi plasterkami wędzonego łososia lub wędliny.
Print Friendly and PDF

May 23, 2020

Serek łososiowy

Nigdy wcześniej serek łososiowy tak nie zachwycał jak ostatniej wiosny. Może dlatego, że przymuszeni do siedzenia w domu jadaliśmy inaczej lunche i śniadania. Jaka by nie była przyczyna, żadna jego ilość nie była zbyt duża. Znikał zanim jeszcze zdążyłam odłączyć blender, bo zawsze znalazł się jakiś turkuć podjadek, który postanawiał przeprowadzić kontrolę jakości. 😉 A potem uznawał, że nie złapał smaku... i ponownie próbował. 
Taki serek oczywiście można kupić gotowy, ale my go robimy sami. Za pierwszym razem, po to by zagospodarować resztki. A kiedy się okazało, że ten sklepowy odpada w przebiegach, to już celowo. Próbowałam robić go w różnych wariantach serowych i przyznam, że jednak musi być robiony na bazie serka Philadelphia. Dodaję też nieco naturalnego jogurtu greckiego, co nie tylko podnosi walory smakowe, ale i ułatwia mieszanie składników. No i łosoś - nie może być byle jaki. Musi być dobry i według mnie najlepiej gdy jest to łosoś wędzony na zimno (szklisty). To on nada serkowi pięknego koloru. 
Print Friendly and PDF

May 20, 2020

Zupa szparagowa

Sezon szparagowy w pełni. Wszędzie można je kupić - i małe, i duże, i zielone, i fioletowe. Ze szparagów przyznam najbardziej lubię zupę szparagową. Jest dla mnie kwintesencją lekkich zup wiosennych. Już ich widok sprawia, że chce się je jeść.
Zupa szparagowa w tej wersji wyjątkowo przypadła mi do gustu, gdyż jest lekko zagęszczona zmiksowanymi szparagami - dosłownie 2-3, bo to nie ma być zupa krem. Dzięki temu staje się wyrazistsza w smaku i dokładnie o to mi chodziło, kiedy ją robiłam. No i oczywiście musi być koperek. Tego do wiosennych potraw nigdy nie jest zbyt dużo. 
Ponieważ nie lubię marnować jedzenia, zawsze mam dylemat co robić ze zdrewniałymi końcówkami szparagów. Nie nadają się do jedzenia, a z drugiej strony żal je ot tak po prostu wyrzucić. Stąd wykorzystuję je do gotowania wywaru na nich, ale bez dodawania ich do zasadniczej zupy. 
Print Friendly and PDF

May 18, 2020

Ciasto-arbuz

Zielone ciasto na bazie szpinaku nie pierwszy raz pojawia się w naszym domu. Już wcześniej był tort urodzinowy z mchem i bardzo wszystkim przypadł do gustu. To wiosenno-letnie ciasto zawsze wzbudza zachwyty i znika momentalnie ze stołu. Jest proste do zrobienia, a jednocześnie bardzo efektowne, lekkie i smaczne. Jest to jedyny arbuz jakiego lubię. Ten prawdziwy zupełnie mi nie smakuje. Zielone ciasto jest zrobione z dodatkiem szpinaku, czego zupełnie nie czuć, a więc mogą je jeść i osoby, które nie lubią szpinaku. Właśnie kolor, a przede wszystkim jego smak zaskakuje wszystkich. Do ciasta można wykorzystać szpinak mrożony, choć przyznam, że uważam świeży szpinak za zdecydowanie lepszy.
Print Friendly and PDF

May 14, 2020

Chleb pszenny razowy z ziarnami

Pandemia. Brakuje mąki i drożdży. Teraz już może nie, ale był moment, że tak było - drożdże wymiotło wszędzie. Byłam przekonana, że mam moją stałą rezerwę, a tu okazało się, że nie. I zaczęły się poszukiwania drożdży. Z mąką również różnie bywało, ale w tej kwestii zawsze się jakoś się udawało nie mieć problemu. Jedynie zapas żytniej razowej spadł do nieznanego od lat poziomu. A siedzenie w domu, nawet jeśli się pracuje, oznacza większe jedzenie. Nagle potrzebowaliśmy więcej chleba, bo wszyscy jedli wszystkie posiłki w domu. Stąd też eksperymenty i próby nowych wypieków. W ruch poszedł nieotwierany od miesięcy Hamelman i przepis na chleb whole-wheat multigrain. Chleb z dużą ilością różnych ziarenek. I jak zawsze chrupiącą skórką. W wersji gorącej, prosto z piekarnika uzależniający. Piekłam na dwa sposoby - za pierwszym razem w garnku żeliwnym, po wyrastaniu w koszyczkach. Za drugim razem, uformowałam jeden bochen i wyrastał on sobie na blasze. Za każdym jednak razem chleb był wkładany do mocno nagrzanego piekarnika.

Print Friendly and PDF

May 11, 2020

Łasuch literacki ponownie - małdrzyki Kreski

Podróż sentymentalna do czasów czytania "Opium w rosole". Och jak się czekało na kolejne części książek Malgorzaty Musierowicz. Pamiętam, że mój brat pożyczył ją od koleżanki. Sam czytał pierwszy, a potem dał mi do czytania. Książkę obłożyliśmy szarym papierem by wyglądała jak jakaś pożyczona z biblioteki, a nie zdradziła nas okładką. Nasza mama się wściekała, że nie dostała jej pierwsza. To były czasy! Nie to co teraz, kiedy większość książek ściągam od razu na Kindla i czytam chwilę po ukazaniu się, bez takich podchodów. A my byliśmy maniakami czytania. Czasem robiliśmy coś, co teraz wydaje mi się w sumie okropne, a wtedy miało swój urok. Siedzieliśmy razem w kuchni jedząc np. zupę i każde czytało swoją książkę. No ale jak się oderwać od ciekawej lektury? Teraz na taki luksus pozwalam sobie tylko w dni, gdy nie ma wokół mnie rodziny - jestem sama w domu, z tych czy innych powodów. Te chwile z przeszłości, z manią czytania, przypominały mi książkę Marii Pruszkowskiej "Przyślę Panu list i klucz". Tam też byli tacy maniacy czytania. Strasznie mi się podobali. Wracając jednak do małdrzyków, to Kreska je robi na kolację, dla siebie i dla Aurelii vel Genowefy Bombke/Trombke. Genowefa zajada się nimi aż do bólu brzucha. Małdrzyki to w sumie nic wielkiego - ot, danie kryzysowe, choć uważane za tradycyjne. U mnie nie było to danie kryzysowe, bo do kryzysu nam daleko, ale takie, którym można w smaczny sposób pozbyć się zapasów czy też zalegającego serka. Na późne śniadanie weekendowe lub na lunch idealne. 
Print Friendly and PDF

May 10, 2020

Biały chłodnik

Pierwsze naprawdę gorące dni i już się chce jeść coś zimnego. Upał na dworzu nie nastraja do wielkiego gotowania, więc czemu nie ograniczyć się do chłodnika. W ogrodzie wyrósł szczaw - piękny, dorodny. Aż się prosi by go zerwać na zupę. Czemu więc nie spróbować chłodnika na bazie szczawiu - białego chłodnika z wileńszczyzny. Zaraz po kupnie książki "Wilno. Rodzinna historia smaków" wpadł mi w oko, ale nie było okazji go zrobić. Teraz nie ma już wymówki - nawet pomimo wszelkich ograniczeń w poruszaniu się, a co za tym idzie w zakupach, mamy wszystko pod ręką. Przepis jest bajecznie prosty. Przygotowanie chłodnika zabiera dosłownie kilkanaście minut. Najwięcej czasu zabiera jego chłodzenie. Podałam go z jajkiem posiekanym na drobno lub pokrojonym w ćwiartki. Dla chętnych dodatkowo rzodkiewka. Całość - wyborna! 

Print Friendly and PDF

May 07, 2020

Steki z kalafiora

Uwielbiam kalafiora chyba w każdej postaci - gotowanego, smażonego, pieczonego, doprawionego na sposób śródziemnomorski. Ten wpadł w moje oko nawet nie wiem kiedy i jak. Po prostu znalazłam go przypadkiem na stronie Ottolenghiego, szefa kuchni i autora książek kucharskich. Propaguje on dość prostą kuchnię i to jest jeden z przykładów. Ten kalafior był rewelacyjnym dodatkiem warzywnym do obiadu bezmięsnego, choć z pewnością pasowałby i do mięsa. Albo też jako samodzielne danie. Steki świetnie uzupełnia purée z obrzynków kalafiora z tahini. To puree można jeść samo i to dużą łyżką. Ponieważ nie miałam w domu przyprawy zahter, ale miałam wszystkie jej składniki - tymianek, nasiona sezamowe i sumac -  zrobiłam mieszankę sama. 
Na pierwszy rzut oka, przepis wydaje się skomplikowany. Ale de facto nie jest. Na pewno zaś jest wart wypróbowania, bo tak przygotowany kalafior jest rewelacyjny.

Print Friendly and PDF

May 05, 2020

Mango salsa


Jakiś czas temu zauważyłam, że te bardziej egzotyczne owoce kojarzą się z deserami. Kiedy w czasie wesela na którym byłam jakiś czas temu w Polsce podano kurczaka z ananasem, jeden z gości skomentował, że nie wie czy to jeszcze obiad czy już deser, bo owoce podaje się na deser. Pamiętam, że mu odpowiedziałam, pytając do jakiej kategorii w takim razie zalicza się kaczka podawana z jabłkami i żurawinami lub borówkami. 
Mango w wersji bardziej wytrawnej jadłam  czasie podróży do Meksyku. Nagle odkrył się przede mną owoc o nowych możliwościach i pasujący do dań. Regularnie moja koleżanka Joyce je mango lekko posolone i takim częstuje innych. Ta salsa przeszła moje oczekiwania, chociaż została zrobiona nieco przypadkowo - dla odmiany, z tego co było w domu. Co prawda już kiedyś zrobiona salsa z brzoskwinią okazała się przepyszna - nie tylko do jedzenia z taco czy innymi potrawami meksykańskimi, ale po prostu jako sałatka. Salsa z mango jest chyba jeszcze lepsza. Orzeźwiająca w smaku, świetnie skomponowana smakowo z pomidorami i listkami kolendry. 
Print Friendly and PDF

Muffinki bananowe z drobinkami czekoladowymi i orzechami

Jeszcze do niedawna muffinki bananowe kojarzyły mi się wyłącznie z zebraniami i podróżami. Z tymi pierwszymi, gdyż obok bajgli zawsze są muffinki na wszelkich służbowych śniadaniach. Tych drugich, bo można je wszędzie kupić do kawy gdy się podróżuje. To najprostsze i najszybsze śniadanie w podróży. Od kilku dni są  u nas w domu codziennie. Nawet przypadkowy, nieskoordynowany zakup bananów nikogo nie zmartwił, a wręcz przeciwnie. Nie mówiąc o zapasach bananów z zamrażarki - tych wszystkich niezjedzonych na czas, przejrzałych, i zachowanych do wykorzystania kiedyś tam w smoothie czy cieście. Zapasy się skończyły, a muffinki pieczone są co chwilę. I momentalnie znikają. Kluczem do dobrych muffinków są dojrzałe, bardzo dojrzałe banany. Nie takie, które na żółtej skórce mają kilka brązowych kropek, a takie, gdy skórka jest brązowa z kilkoma żółtymi plamami. Tylko takie sprawią, że naprawdę dobrze czuć je w upieczonych muffinkach. 
Print Friendly and PDF

May 03, 2020

Czerwona kapusta po koreańsku


Zasadniczo nie jestem wielką wielbicielką czerwonej kapusty, ale w tej wersji jest ona wybitnie dobra. Zachęciła mnie do niej Ania, moja przyjaciółka wegetarianka. To u niej można zjeść różne warzywne smakowitości. A ja coraz częściej potrzebuję więcej warzyw i owoców niż mięsa. Wyszukuję więc w pamięci różne dania warzywne. Obiad bez dwóch różnych warzyw tak na dobrą sprawę uważam ze byle jaki. I żadnym z tych warzyw nie mogą być kartofle. 😉 
Przed zrobieniem tej kapustki wstrzymywał mnie brak papryki gochugaru. Teoretycznie mogłam kupić ją na amazon, ale nie do końca byłam przekonana do kupowania przyprawę dla jednej potrawy. W końcu więc pogodziłam się z tym i postanowiłam ją zastąpić przyprawą Sambal Oelek. Być może autorka oryginalnego przepisu uznałaby to za profanację, ale dla mnie różnica nie była tak znacząca. Dokonałam jeszcze jednej drobnej modyfikacji - użyłam oleju z prażonego sezamu, co moim zdaniem dodało ciekawego smaku kapuście. Na pewno nie powinno się wydłużać czasu smażenia, gdyż kapusta ta jest dobra w wersji lekko twardawej, chrupiącej. 
Print Friendly and PDF

May 02, 2020

Bajgle

Dawno temu, kiedy byłam jeszcze na studiach, na lunch schodziłam do kafeterii w Patterson Office Tower. Kupowałam sobie blueberry bagel. Do tego brałam kawę, czy też płyn zwany kawą. Do dzisiaj lubię takie jagodowe bajgle i zwykle je jadam w podróży lub na pracowych śniadaniach czy zebraniach. Ale raz na jakiś czas nachodzi naszą rodzinę ochota na regularne bajgle. Według mnie najlepsze są w Safeway'u - świeże i smakowite. Wcale nie są gorsze od tych, sprzedawanych przez piekarnie specjalizujące się w bajglach. I wtedy, kiedy nachodzi nas ochota na bajgle, kupujemy kilka i zajadamy się nimi - z serkiem typu Philadelphia czy z łososiowym. Po czym następuje przerwa. I chyba też dlatego jakoś nigdy nie chciało mi się ich piec; proces ich robienia sprawiał, że nie chciało mi się w to bawić -  obgotowywanie, potem pieczenie nie przemawiały do mnie. Zresztą po co, skoro bez wysiłku można było kupić świetne gotowe. No właśnie ... można było. Teraz też można, ale wyjście do sklepu to już nie to samo co kiedyś. 

Bajgle już zawsze będą mi się kojarzyć z wirusem i pandemią. To przez nie trafiłam w lutowy piątek do Costco, w czasie gdy zupełnie tego nie planowałam - rzec by można w czasie lunchu. To przez nie postanowiłam skorzystać z okazji i zrobić zakupy, które oryginalnie zaplanowałam na kilka dni później. To przez nie, a jak się okazało później, dzięki nim, kupiłam bez problemu rzeczy, które po 24 godzinach będą nieosiągalne - wszelkiego rodzaju środki dezynfekujące do domu i pracy, gdzie właśnie mi się pokończyły, a także zrobiłam regularne zakupy. Następnego dnia, kiedy okazało się, że mieszkamy w epicentrum epidemii, że ośrodek opieki Life Care Center jest 300 metrów od nas, kiedy sklepy zamykano w środku dnia, bo tylu było klientów, że następowało przeludnienie, myślałam jak to czasem dziwnie się układa w życiu, że przypadki decydują o tym co wokół nas się dzieje. Ale wracajmy do bajgli - dzisiaj łatwiej chyba je zrobić, niż dodawać je do listy zakupów. Pierwszą próbę uważam za udaną, chociaż wiem, że nie jest to koniec poszukiwań idealnych bajgli. Mój największy domowy pożeracz bajglowy domaga się kolejnych. Na pewno, bo w ostatnim czasie, korzystając z ograniczeń pandemicznych i pracy z domu częściej piekę - nie tylko w weekendy. Choćby dlatego, że w dowolny dzień mogę nastawić rano chleb czy bułki, by je upiec po południu. 
Print Friendly and PDF