June 30, 2021

Makaron z truskawkami i śmietaną

Takiego sezonu truskawek to nie pamiętam. Jest ich tyle, że nie dość iż mamy pomrożone na zapas do smoothie, to jeszcze jem ich tony! Aż dziw, że nie zmieniłam się jeszcze w truskawkę. 😉  Za każdym razem myślę, że to już ostatnie kupuję, by po dwóch dniach okazało się, że jeszcze nie! Bardzo mi to odpowiada, bo sezonowe lokalne truskawki są po prostu przepyszne!!!!! Przy upałach jakie mamy, najlepsze są lekkie posiłki, więc truskawki idealnie się przydają. A przy okazji można bez wyrzutów pojeść sobie takiego comfort food rodem z dzieciństwa.  I znowu przypomina mi się Babcia, u której jadałam makaron z truskawkami. Babcia wiedziała co lubimy i wszystkim nam podsuwała pod nosek takie dania. A przy tym, w jej małym, latem okropnie rozgrzanym mieszkaniu, z maleńką kuchnią bez okna, był to bardzo praktyczny sposób nakarmienia odwiedzających ją głodomorów. 

Przepis nie ma ustalonych proporcji - wszystko zależy od tego ile osób chce jeść, jak gęstą i słodką śmietanę lubimy oraz ile truskawek chcemy dodać. 

Print Friendly and PDF

June 29, 2021

Pavlova z marakują

Pavlova to świetne ciasto letnie. Nawet jeśli używamy do niej bardziej egzotycznych owoców, sprowadzanych z daleka, to jest to idealny deser. Zwłaszcza na imieniny Pawłów. 😉

Ponieważ Pavlova jest bardzo słodka, dobrze jest jej smak zbalansować czymś kwaskowatym. I tu idealnie sprawdza się marakuja. Uwielbiam jej smak, a w tej kombinacji jest po prostu rewelacyjna. Oprócz marakui wykorzystałam mango i kiwi (złociste) oraz sezonowe owoce. 

Print Friendly and PDF

Milkshake truskawkowy

Kiedy w 1984 po raz pierwszy zawitałam do USA, moje standardy żywieniowe były koszmarne. Wynikało to zarówno z tego, że kiedy jest się młodym, to rzadko kiedy zwraca się uwagę na jedzenie, a zwłaszcza na jego wartości odżywcze, jak i z zafascynowania się tym, co było tu dostępne, a nieosiągalne w Polsce. I tak to właśnie trafiłam do fast-foodowych sieci typu McDonald's, które mnie do pewnego stopnia zachwyciły. Za Żelazną Kurtyną takich miejsc nie było. Co najwyżej był bar mleczny. Tymczasem McDonald's sprawił, że nie tylko poznałam smak burgerów,  chicken nuggets czy apple pie, ale i milkshake'ów. WOW! Bomba kaloryczna, rzec by można. Tyle, że  kiedy się ma 17 lat, nie liczy się kalorii! Ale to nie koniec tej historii. Był to rok olimpijski. Olimpiada letnia była w Los Angeles. McDonald's jako sponsor, do każdego posiłku dodawał zdrapkę - kiedy kiedy punktowane miejsce w danej dyscyplinie, określonej na tejże karteczce, zajęli Amerykanie dostawało się burgery, chicken nuggets, frytki i picie - do wyboru. Niestety McDonald's nie przewidział, że kraje bloku wschodniego, za wyjątkiem Rumunii, zbojkotują olimpiadę i Amerykanie będą dosłownie kosić medale. Na jedną zdrapkę, często można było dostać i burgera czy chicken nuggets, i picie i frytki. W końcu nawet McDonalds nie podołał tej wygranej zawodników amerykańskich i ograniczył wygrane konsumpcji do jednej rzecz na jedną zdrapkę. Ale i tak, rzadko kiedy płaciliśmy za jedzenie, bo zdrapek mieliśmy więcej niż mogliśmy przejeść. A w końcu, mimo skromnego budżetu, nie żywiliśmy się tylko tu. McDonlad's był miejscem jedzenia wyłącznie w czasie podróży. Tak czy siak, wtedy uznałam milkshake za najlepszy wynalazek świata. Oczywiście czekoladowy. Zdania nie zmieniłam nawet pod wpływem zohydzania mi go przez mojego gospodarza, Mariana, który wyszukiwał coraz to nowe i coraz bardziej odpychające i coraz obrzydliwsze porównania. Nigdy potem już nie piłam milkshake'ów, a przynajmniej w takich ilościach. Jakoś pewnego dnia odeszła mi na nie ochota, a kiedy wróciłam do Stanów kilka lat później, nie smakowały mi jak wtedy, latem 1984 roku. Aż ostatnio, przypomniałam sobie o tym najlepszym wynalazku świata w czasie podróży, podczas wizyty w lodziarni. Po powrocie do domu zaczęłam je robić niemal codziennie - zwłaszcza w czasie najgorszych upałów. I nie czekoladowe, a truskawkowe. Milkshake, z dodatkiem sezonowych, lokalnych truskawek jest nie do pobicia. I gdyby nie wyrzuty sumienia z powodu dodawanych do niego lodów, z pewnością piłabym go znacznie częściej.  Print Friendly and PDF

June 27, 2021

Truskawki ze śmietaną

Temperatura doszła do 106 F/41 C.  Kwiaty trzeba podlewać niemal co chwila, by wytrzymały ten żar. I kiedy tak stałam i podlewałam aksamitki w doniczkach na balkonie, przypomniały mi się aksamitki u Babci Reginy. W swoim mieszkanku Za Żelazną Bramą, miała okna wychodzące na stronę południowo zachodnią. Oznaczało to, że jak słońce przyszło do niej około południa, tak już do końca dnia świeciło prosto w okna. Nie wytrzymywały tego najgrubsze zasłony, które po kilku latach były przepalone tak, że przypominały gazę. A mimo to, Babcia była w stanie każdego roku mieć w doniczkach w oknach aksamitki i pelargonie. Nie wiem jak to robiła, ale zawsze były piękne. Zawsze te kwiaty kojarzyć mi się będą przez to z Babcią. Podobnie jak wszelkie smakołyki, które Babcia nam podsuwała. I choć nie piekła praktycznie żadnych ciast, oprócz piernika, a później najłatwiejszego ciasta, które - w co do dzisiaj nie mogą uwierzyć - nauczyła się robić ode mnie, to u Babci zawsze trafił się jakiś przysmak. Najczęściej taki, jakiego w domu nie było z tych czy innych względów. Kiedy pojawiały się truskawki, Babcia serwowała je ze śmietaną. Niby nie ma nic prostszego - ot, kilka obranych truskawek polanych słodką śmietaną. Żaden luksus, ale ... No właśnie. Babcia pilnowała, by była śmietana, by truskawki były ładne, z jej ulubionego miejsca pod Halą Mirowską. Latami jadłam truskawki z jogurtem waniliowym, ale dzisiaj w ramach zagospodarowywania śmietany jaka została po pierogach z wiśniami, zjadłam takie. I znowu byłam u Babci, na Żelaznej, w jej rozgrzanym mieszkanku....  Print Friendly and PDF

June 09, 2021

Muffinki w czapeczkach

I znowu, po latach mamy absolwentkę liceum. Aż trudno w to uwierzyć, bo przecież dopiero co odprowadzałam Olę po raz pierwszy do zerówki.... Nawet się człowiek nie obejrzał i nagle z małej dziewczynki zrobiła się absolwentka szkoły średniej. I nawet gdy łezka kręci się w oku, trzeba to uczcić w szczególny sposób, zwłaszcza, że ostatni rok nie był łatwy, przede wszystkim z powodu pandemii i związanych z nią wszelkich ograniczeń, lockdownów, braku wyjazdów. Jakiś czas temu mignęły mi na ekranie takie właśnie muffinki z czapeczkami przypominającymi czapeczki ze stroju na zakończenie szkoły. A że i absolwentka, i jej siostra są wielbicielkami muffinków, podejrzewałam, że zaaprobują taki właśnie deser w tym dniu. Nie pomyliłam się. Co prawda nie dało się do końca ukryć jego przygotowania i zrobić niespodzianki, ale już samo wykończenie było trzymane w tajemnicy. Ochów i achów było sporo, zwłaszcza, że nagle zrobiła się nam - dzięki niespodziewanym gościom - mała uroczystość. 
Ze względu na dość słodkie wykończenie muffinków, zdecydowałam się zrobić je z odrobinę zmodyfikowanego przepisu na ciasto czekoladowe à la brownie, robione bez cukru, a wyłącznie na daktylach. Modyfikacja polegała na użyciu mniejszej ilości daktyli, by również i tą metodą obniżyć ilość cukru, a także pominięciu drobinek czekoladowych, które są opcjonalnym dodatkiem, a w praktyce zawsze przez nas dodawanym do tego ciasta. 
Dekorowanie muffinków, choć zabiera nieco czasu, nie jest skomplikowane. A co najważniejsze, jest warte drobnego wysiłku, bo efekt jest naprawdę doskonały. 
Print Friendly and PDF