Halloween był długo planowany w tym roku. Olę i Julcię dopadła "harrypotteromania". Ola postanowiła zostać Hermioną, a Julcia Jęczącą Martą. Stroje były kolekcjonowane od września. I w końcu nadszedł ten dzień!
Trwający od blisko 5 mięsięcy remont nie nastrajał nas do Halloween. Wszędzie porozrzucane bambetle świadczące o remoncie. Dynie niby kupione, ale strach je było wystawiać, by nie przywaliły je części z budowy. Dosłownie w ostatniej chwili dom został przystrojony sieciami pająków i gigantycznymi pająkami. A dynie pozostają niewyrzeźbione. Nic to, nigdy nie miałam do tego talentu, a moje dynie zeszłoroczne były wybitnie kostropate, jakby to powiedziała Babcia.
Wiadomo tylko było, że nie obędzie się bez ciasteczek dyniowych. Jak nie cierpię pumpkin pie, tak te ciasteczka bardzo lubię. I lubią je chyba wszyscy. Od kiedy zagościły u nas w domu, muszą pojawić się chociaż raz na rok.
Jeśli ma się przecier z dyni w puszkach, to ich wykonanie jest po prostu banalnie łatwe. Dzieci uwielbiają je robić. A jeszcze bardziej jeść. Przechowywane zamknięte w pudełku, relatywnie długo zachowują świeżość, więc można je zrobić z wyprzedzeniem. A dodatek cynamonu lub przyprawy do piernika sprawia, że czuć iż święta coraz bliżej.
October 31, 2013
October 30, 2013
Koszmarne paluszki wiedźmy
Dookoła dekoracje halloweenowe, wszędzie pełno cukierków w pomarańczowo-czarnych cukierkach, a to i ówdzie nawet hunted house, do którego strach wejść. Czas szykować najkoszmarniejsze ciasteczka, czyli koszmarne paluchy czarownicy.
Wyglądają paskudnie, ale za to smakują wybornie. Nadają się wyłącznie na Halloween. Zawsze stanowią atrakcję talerza ze smakołykami, a jak się puści wodze fantazji, to można osiągnąć nieźle szkujące efekty.
October 29, 2013
Dynie dla krasnoludków, czyli dyniowe ciasteczka inaczej
Kilka dni po sukcesie ciasteczek-brzoskwiń, które podbiły serca (i nie tylko) dzieci i dorosłych byłam w sklepie rosyjskim. Tam zobaczyłam orzeszki - kruche ciasteczka w kształcie połówek orzeszków. Środki miały puste i aż prosiło się by wypełnić je nutellą, a następnie skleić dwie połówki razem. Tyle, że żadną miarą nie mogłam się w tych ciasteczkach dopatrzyć orzeszków; za to widziałam oczami wyobraźni dynie - takie maciupcie, dla krasnoludków. I tak powstał pomysł. Szalony, bo nie mam cierpliwości do zabaw mikro. Nadziewanie tych mini-ciasteczek nutellą mało mnie cieszyło. Ale za to ucieszył mnie efekt końcowy. Dzieci też ucieszył i wszystkich, którym przypadły one do gustu.
October 24, 2013
Jesienne mgły i grzaniec
O świcie
w
dzień wieczorem i nocą
mgła
bezszelestnie
opada
na
ziemię
ciężką
gęstą
kotarą
podaj
rękę
lub
choćby laskę bo nic
nie
widzę
stąpam
ostrożnie
powoli
po
omacku idę nie wiem
dokąd
chłodno
mokro siąpi
czas
mżawka
jesienna
powoli
i
skutecznie przemaka
wszystko
wokół
błądzę w tej mgle
samotny
Artur Międzyrzecki
W takie dni, które witają i żegnają nas mgłą i przenikającym wilgotnym chłodem, trudno nie wypić czegoś na rozgrzewkę. Grzaniec z czerwonego wina i przypraw korzennych od razu przychodzi na myśl. Posłodzony miodem ma wspaniały smak. Kiedy go przygotowywałam wokół zaczęło pachnieć zimą i przygotowaniami do świąt, mimo iż to dopiero październik. Sprawiła to kombinacja korzeni i miodu - iście piernikowa.
Od jakiegoś czasu nie kupuję już przyprawy do grzańca tylko sama ją robię. Po czasach gdy je kupowałam została mi tylko puszka, w której mieszam w równych proporcjach ziele angielskie, goździki, cynamon i obsuszoną skórkę z pomarańczy. Nie są zmielone, tylko w całości - oprócz cynamonu, który jest podrobiony na drobniejsze kawałki.
October 20, 2013
Imieniny Ireny i Anna German
Ostatnio sporo czytałam o Annie German i sporo słuchałam jej piosenek. A wszystko za sprawą serialu o niej, który pokazywany był w tym roku w Polsce. Rzecz jasna obejrzałam go z dużym opóźnieniem, ale może to i dobrze, bo dzięki temu był większy dostęp do jej płyt i książek o niej. No i rzuciłam się w wir słuchania, czytania i wyszukiwania informacji o Annie German.
Anna German kojarzyła mi się z podlizującą się władzom piosenkarką - dobrą, bo głos miała piękny, choć nie w moim stylu, ale politycznie był podejrzaną. Jakże mało o niej wtedy wiedziałam. Teraz odkryłam jej piosenki śpiewane i po polsku, i po rosyjsku.
Serial podobał mi się, bo przybliżył mi jej postać, ale denerwował mnie niedoróbkami historycznymi, a przede wszystkim zmianami w jej biografii. Zupełnie niepotrzebnymi, bo była i bez tego zupełnie niesamowita i nie potrzebowała uatrakcyjniania. Ojciec zamordowany przez NKWD gdy Anna German miała 2 latka, tułaczka po odległych terenach Związku Radzieckiego, w nadziei, że uda się uniknąć represji, śmierć małego braciszka, ojczym ginący krótko po ślubie z matką, przyjazd do Polski zupełnie im nieznanej, tylko dzięki małżeństwu matki z polskim oficerem, tragiczny wypadek we Włoszech i koszmarna, wieloletnia rehablilitacja. A jakby tego było mało rak, który dopełnił swego. Taka biografia starczyłaby dla kilku osób! Ale.... Nawet mimo tych wszystkich przeinaczeń, odkryłam na nowo tak wspaniałą piosenkarkę. Pieśniarkę jakby powiedziała Babcia Irena.
Często myślę ostatnio o niej, właśnie przez Annę German. To była jej ulubiona piosenkarka. A Babcia Irena? Z Babcią było jak z Anną German. Trzeba było do niej dorosnąć, by ją docenić. Babcia była surowa, dużo ostrzejsza niż Babcia Regina. Ale nie znaczy, że nie kochała nas. Wręcz przeciwnie - kochała nas mądrą miłością. Uczyła historii, uczyła o Warszawie. To dzięki niej tyle wiedziałam jako dziecko o Starówce. To dzięki niej wychowałam się w kulcie AK i Powstania Warszawskiego. Ale to wszystko można było zrozumieć gdy się było już troszkę starszym. Ja Babcię odkryłam mając 12 lat. Wtedy zrozumiałam jakim jest wspaniałym człowiekiem. Mając 14-15 lat bardzo się z nią zżyłam, bo mieszkałyśmy razem. Niestety - zmarła niespodziewanie krótko po moich 16 urodzinach.
20 października były Babci imieniny. Zawsze na stole stawały u niej bukiety chryzantem - jej ulubionych kwiatów. Telefon dzwonił jak szalony, bo Babcia miała całą masę znajomych i przyjaciół. I zawsze była szarlotka. Najpyszniejsza. To chyba jedyna potrawa jaka mi się kojarzy z Babcią. Niestety - odeszła zbyt wcześnie i nigdy nie zostawiła po sobie przepisu na szarlotkę. Ale ile razy robię moją szarlotkę, tyle razy myślę o Babci. I zawsze przypomina mi się sytuacja, kiedy raz Babcia zapomniała kupić jabłka i zamiast szarlotki powstała sklerotka - czyli szarlotka ze śliwkami, których Babcia użyła zamiast jabłek. I wcale nie była gorsza.
Siedzę właśnie sobie i wspominam Babcię - jak co roku w dniu jej imienin. Za oknem jesień, przede mną herbata i szarlotka, a w tle cicho śpiewa Anna German. I czuję jakby Babcia była ze mną.
W kawiarence na rogu
każdej nocy jest koncert.
Zatrzymajcie się w progu,
Eurydyki tańczące.
Zanim świt pierwszy promień
rzuci smugą na ściany,
niech was tulą w ramionach
Orfeusze pijani.
Płyną gwiazdy jak stulecia,
noc kotary mgły rozwiesza.
Na tańczące Eurydyki
koronkowy rzuca szal.
Rzeka śpiewa pod mostami,
tańczy krzywy cień latarni,
o rozwarte drzwi kawiarni
grzbiet ociera czarny kot.
Kto ma takie dziwne oczy?
Eurydyka, Eurydyka!
Kto ma takie dziwne usta?
Eurydyka, Eurydyka!
October 19, 2013
Pyzy i kartacze po raz pierwszy
Kluski z kartofli robię często - kopytka czy z kluski dziurką regularnie goszczą na naszym stole. Ale pyzy pojawiały się tylko wtedy, gdy udało się je kupić w sklepie rosyjskim. Albo w Domu Polskim. A lubimy je wszyscy. Nie było więc wyjścia i trzeba było je zrobić samemu. Takie tradycyjne, szare z wyglądu.
Wyszły niezłe, choć mam pewne spostrzeżenia i uwagi. Stąd wiem, że to nie moje ostatnie słowo w sprawie pyzów!
Wyszły niezłe, choć mam pewne spostrzeżenia i uwagi. Stąd wiem, że to nie moje ostatnie słowo w sprawie pyzów!
October 18, 2013
Masa krówkowa (kajmakowa)
Uwielbiam krówki. Zawsze je uwielbiałam. Kiedy je kupię, muszę nieźle ćwiczyć silną wolę, by nie zjeść wszystkich na jeden przysiad. Ale też i nie wszystkie krówki są warte grzechu - kiedyś najlepsze były z mleczarni na Świętojańskiej na Starym Mieście w Warszawie. To smak i tęsknota dzieciństwa. Drugie w kolejności to krówki robione przez zakłady cukiernicze "Solidarność". Na równi z nimi stoją krówki opatowskie.
Masa krówkowa też jest pyszna - zwłaszcza taka świeża, jeszcze ciepła. Kiedyś się ją robiło gotując mleko cukrem - stało się nad garnkiem, mieszając gęstniejącą masę, uważając by nie wykipiała i nie przypaliła się. Metoda z gotowaniem mleka skondensowanego w nieotwartej puszce jest dużo lepsza i tak prosta, że nawet nie warto kupować gotowej masy krówkowej. Tylko potem trzeba się pilnować, by jej nie podjadać. 😉
Masa krówkowa też jest pyszna - zwłaszcza taka świeża, jeszcze ciepła. Kiedyś się ją robiło gotując mleko cukrem - stało się nad garnkiem, mieszając gęstniejącą masę, uważając by nie wykipiała i nie przypaliła się. Metoda z gotowaniem mleka skondensowanego w nieotwartej puszce jest dużo lepsza i tak prosta, że nawet nie warto kupować gotowej masy krówkowej. Tylko potem trzeba się pilnować, by jej nie podjadać. 😉
October 15, 2013
Zalewajka na kurkach
Najlepszą zalewajkę robi ciocia Henia. Rach-ciach i jest pyszna zupa - kwaśna, bo na żurku, pożywna, bo z kartoflami i grzybkami. Najsmaczniejsza była robiona na maślakach zaraz po grzybobraniu - choć ja tego nie doświadczyłam, a znam jedynie z rodzinnych opowieści.
Teraz w sezonie grzybów przypomniała nam się zalewajka. Najlepsze według mnie wychodzi bowiem, gdy jest gotowana na świeżych grzybach, a nie suszonych. Poszły więc w ruch kurki i świeży zakwas na żurek. Zalewajka, przygotowana bez kiełbasy z pewnością przypadnie do gustu wegetarianom, a bez kiełbasy i śmietany weganom.
October 14, 2013
Leśne skarby, czyli grzybki marynowane
Dawno temu, w 1986 roku, byłam z tatą na wrześniowych wczasach w Funce. Rodzice jeździli tam już wcześniej. W tamtym jednak roku, z jakiegoś powodu mama nie mogła czy nie chciała pojechać. Jak to zwykle bywało, ja ją zastąpiłam. Byłam już na studiach na Uniwersytecie Warszawskim i we wrześniu miałam jeszcze wakacje.
Były to bardzo udane wczasy. Ośrodek był w lesie. Mieliśmy dla siebie domek typu bangalow z kuchenką. Śniadania i kolacje mieliśmy we własnym zakresie, a więc mogliśmy się wysypiać do woli. Jeździliśmy na rowerach, wyskoczyliśmy do Słupska w odwiedziny do rodziny i znajomych, a przede wszystkim chodziliśmy na grzyby. Tam się nauczyłam je zbierać pod okiem taty i zaprzyjaźnionych państwa, którzy prowadzili ośrodek. Wywiązała się między tatą i mną konkurencja, kto zbierze więcej prawdziwków i kozaków. Wygrałam, choć troszkę nie fair, bo kiedy dowiedział się o tym leśniczy, to na wspólnym spacerze podrzucał mi kozaki na drodze.
Grzyby marynowaliśmy i suszyliśmy. Z tym suszeniem to w pewnym momencie tata przesadził i powiesił torbę z grzybami za nisko. Ileś grzybów się spaliło tą metodą, a i w domku był mały pożar. Ale i tak do Warszawy zajechaliśmy z dużą ilością grzybów.
Wieczorami oboje czyściliśmy grzyby szykując je do marynowania. Najczęściej słuchaliśmy wtedy radia, w tym wspaniale nagranych bajek dla dzieci, puszczanych między 7:30 a 8:00 wieczorem na pierwszym programie. Do dzisiaj pamiętam bajkę o Liczyrzepie...
Kiedy dzisiaj szykowałam garstkę grzybów zebraną wczoraj w lesie, przypomniały mi się tamte wakacje. Moje drugie i ostatnie wakacje jakie spędziłam tylko z tatą. I drugie równie udane.
W przeciwieństwie do tamtych dni, tym razem grzybów było tak mało, że wyszedł mi z nich symboliczny słoiczek. Ale zawsze coś!
Były to bardzo udane wczasy. Ośrodek był w lesie. Mieliśmy dla siebie domek typu bangalow z kuchenką. Śniadania i kolacje mieliśmy we własnym zakresie, a więc mogliśmy się wysypiać do woli. Jeździliśmy na rowerach, wyskoczyliśmy do Słupska w odwiedziny do rodziny i znajomych, a przede wszystkim chodziliśmy na grzyby. Tam się nauczyłam je zbierać pod okiem taty i zaprzyjaźnionych państwa, którzy prowadzili ośrodek. Wywiązała się między tatą i mną konkurencja, kto zbierze więcej prawdziwków i kozaków. Wygrałam, choć troszkę nie fair, bo kiedy dowiedział się o tym leśniczy, to na wspólnym spacerze podrzucał mi kozaki na drodze.
Grzyby marynowaliśmy i suszyliśmy. Z tym suszeniem to w pewnym momencie tata przesadził i powiesił torbę z grzybami za nisko. Ileś grzybów się spaliło tą metodą, a i w domku był mały pożar. Ale i tak do Warszawy zajechaliśmy z dużą ilością grzybów.
Wieczorami oboje czyściliśmy grzyby szykując je do marynowania. Najczęściej słuchaliśmy wtedy radia, w tym wspaniale nagranych bajek dla dzieci, puszczanych między 7:30 a 8:00 wieczorem na pierwszym programie. Do dzisiaj pamiętam bajkę o Liczyrzepie...
Kiedy dzisiaj szykowałam garstkę grzybów zebraną wczoraj w lesie, przypomniały mi się tamte wakacje. Moje drugie i ostatnie wakacje jakie spędziłam tylko z tatą. I drugie równie udane.
W przeciwieństwie do tamtych dni, tym razem grzybów było tak mało, że wyszedł mi z nich symboliczny słoiczek. Ale zawsze coś!
October 13, 2013
Leavenworth, jabłka i rydze w śmietanie
October 12, 2013
Zupa kurkowa, czyli kartoflanka z kurkami
Zupa w naszym domu to podstawa niemal każdego obiadu. Rzadko się zdarza by jej nie było. Dzieci mają swoje ulubione - Julcia i Ala uwielbiają pomidorową, a Ola uwielbia grzybową i pieczarkową. Sezon na kurki sprawił, że postanowiłam zrobić zupę z kurek. Kiedyś jadłam kartoflankę z opieńkami i bardzo mi smakowała. Postanowiłam zmodyfikować ją i zastąpić opieńki kurkami. Wyszła rewelacyjnie. Oli nie mogłam odrewać od garnka. Czasem zastanawiam się gdzie w tym małym brzuszku mieści się taka ilość jedzenia! Zjadła trzy talerze i wołała o kolejny!!!!!!!!
October 10, 2013
Kopytka albo szagówki
Kopytka to nie tylko kluski, które często robiła Babcia Regina. To przede wszystkim doskonały dodatek do wszelkich mięs z sosem - czy to pieczonych czy to duszonych. No a także świetny sposób na zużycie nadmiaru ugotowanych kartofli.
Nie wymagają dużo pracy - praktycznie momentalnie, gdy mięso się piecze, dusi czy nawet tylko podgrzewa na obiad można zrobić wystarczająco kopytek, by obdzielić nimi domowe głodomory. Można też zaplanować obiad wcześniej i ugotować poprzedniego dnia kartofle by były na kopytka.
W Wielkopolsce
nazywane są szagówkami. Nazwa wzięła się od sposobu krojenia ciasta – na szagę,
czyli na skos. Jakby
jednak ich nie nazwać, to są po prostu dobre, a z mięsem i sosem czy też z
sosem grzybowym są doskonałe!
October 05, 2013
Na szkle malowane
Nie ma chyba nic przyjemniejszego niż dogadzanie dzieciom. Zwłaszcza gdy się trafi w ich upodobania. Wtedy się tak cudnie cieszą! Tak też było i tym razem. Wykorzystałam podpatrzony u innych przepis na brzoskwinki z ciasta. To słoweński specjał na szczególne okazje - w tym i wesela. Tyle, że wersja dla dorosłych jest nasączona alkoholem, a ja tylko maczałam w barwnikach.
Ola, na której urodzinowe spotkanie z przyjaciółmi naszykowałam te brzoskwinki była zachwycona.
Sama impreza odbyła się w Paint Away! w Redmond. Bardzo lubię to miejsce. Można sobie wybrać coś z fajansu do malowania - figurki, naczynia, wazony, miski. I malować - jak się chce. Dzieciaki w skupieniu malowały swoje skarby - talerzyki i zwierzaczki. Nawet Paweł się do nich przyłączył i malował talerz dyniowy dla mnie.
Po malowaniu było jedzenie - muffinki czekoladowe i "brzoskwinki". I owoce, bo przecież nawet i dzieci nie wytrzymają takiej ilości słodyczy. "Brzoskwinki" przypadły wszystkim do gustu.
Ola, na której urodzinowe spotkanie z przyjaciółmi naszykowałam te brzoskwinki była zachwycona.
Sama impreza odbyła się w Paint Away! w Redmond. Bardzo lubię to miejsce. Można sobie wybrać coś z fajansu do malowania - figurki, naczynia, wazony, miski. I malować - jak się chce. Dzieciaki w skupieniu malowały swoje skarby - talerzyki i zwierzaczki. Nawet Paweł się do nich przyłączył i malował talerz dyniowy dla mnie.
Po malowaniu było jedzenie - muffinki czekoladowe i "brzoskwinki". I owoce, bo przecież nawet i dzieci nie wytrzymają takiej ilości słodyczy. "Brzoskwinki" przypadły wszystkim do gustu.
October 03, 2013
Quiche z gruszkami, serek pleśniowym i orzechami włoskimi
Subscribe to:
Posts (Atom)