Majonez to swoista kość niezgody dla wielu. Jedni widzą w nim samo zło, inni nie wyobrażają sobie bez niego życia. Jak to zwykle bywa, prawda leży po środku. Może być i jest niezdrowy, jeśli się go je ze wszystkim i jeśli jest kiepskiej jakości - z kiepskiego oleju czy z dużą ilością konserwantów. Wtedy nawet nie ma większego znaczenia czy jest domowy czy kupny. Ale zrobiony w domu, z dobrego oleju (np. awokado) czy oliwy, będzie wspaniałym dodatkiem do sałatek i past. Oczywiście pod warunkiem, że nie dodaje się go zbyt dużo. 😉Przez wiele lat słyszałam i czytałam o wyższości majonezu domowego na sklepowym. Ale też i o tym, jak to majonez domowy często się nie udaje, jak nawet najmniejsza różnica w temperaturze produktów źle na niego wpływa. Uznałam więc, że nie warto sobie zawracać głowy. Ale nadszedł taki dzień, kiedy musiałam coś zrobić i zabrakło majonezu. Sklepy, w których kupuję polski majonez były już pozamykane, zwykłego amerykańskiego nie chciałam kupować, więc nie pozostało mi nic innego jak po prostu zrobić własny. Pierwszy, niejako dla potwierdzenia powyższych problemów - zważył się koszmarnie i nadawał się jedynie do wylania. Był to jednak wynik użycia złego mieszadła - rózgi. Potem przypomniałam sobie, że kiedyś, jeden jedyny raz mama czy babcia zrobiły majonez. Zapewne z tego samego powodu co ja w tym momencie. Zrobiły to w zwykłym najprostszym mikserze (tak się kiedyś mówiło na blender kielichowy 😉). Zrobiłam więc drugą porcję i wymieszałam ją najzwyklejszym blenderem ręcznym. Wyszła rewelacyjna, a ja dosłownie w oka mgnieniu miałam miseczkę pycha majonezu. Po takim majonezie ciężko wrócić do tego kupnego.
Zdjęcie takiej babki pojawiło się w moim mailu. Wyglądała tak ładnie, że chciało się ją natychmiast zjeść. Postanowiłam ją zrobić na Dzień Św. Patryka. A że wypadał on w sobotę, tym łatwiej było mi zrobić irlandzki obiad z babką na deser. Zasadniczo nie obchodzimy świąt irlandzkich, ale czemu nie skorzystać z nowych przepisów, zwłaszcza, gdy są to tradycyjne przepisy i zapowiadają się tak smakowicie? Tradycyjna irlandzka babka, po kliknięciu w link do przepisu, okazała się być babką na bazie gotowej mieszanki na ciasto. Po pierwszym zaskoczeniu, by nie powiedzieć szoku, przystąpiłam mimo wszystko do dzieła, czyli najpierw zakupów, bo takiego ciasta w naszym domu nigdy nie było. 😉 A babka okazała się warta grzechu jedzenia ciasta z pudełka i zniknęła równie szybko, jak się pojawiła. No i co tu ukrywać - jest niewyobrażalnie prosta do zrobienia. I nadaje się nie tylko na Dzień Św. Patryka, ale i na inne okazje. W tym i Wielkanoc.
Kiedyś, w czasie pobytu świątecznego w Polsce, chodziłam do samu w Hali i kupowałam gotowe surówki. Były przepyszne. Porcje - idealne na jeden obiad. Później żałowałam, że nie zapamiętałam ich składników, by oddtworzyć je w domu. Zima bowiem często mnie męczy brakiem dobrych lokalnych warzyw i owoców. Niby w sklepach są warzywa - i papryka, i pomidory, i cukinie, ale ich smak nie jest taki sam jak wtedy gdy kupuje się je późną wiosną czy latem i jesienią na targach od lokalnych farmerów. Czekając więc na nowalijki, szukam nowych smaków i nowych kombinacji surówkowych. Ot jak choćby ta, znaleziona gdzieś na internecie. Zadziwiająco dobra, a przy tym prosta mieszanka kapusty pekińskiej, jabłek, cebuli i ogórka kiszonego. Z ogórkami własnej roboty i majonezem świeżo zrobionym jest po prostu przepyszna.
Kiedyś chciałam sprawdzić przepis, jaki wyświetlił mi się na boku ekranu. Ale trzeba było zarejstrować się na stronie Yummly. Od tej pory dostaję maile z przepisami - jedne zapowiadają się świetnie, inne stają się inspiracją do ugotowania podobnych potraw, a jeszcze inne nie nadają się do niczego. Przed dniem Świętego Patryka pojawiły się przepisy irlandzkie, a wśród nich smakowicie wyglądający gulasz. Czemu więc nie zrobić go na obiad, dla wygłodniałej narciarskimi wyczynami rodziny.