April 25, 2024

Uzbecki plov

Po przeczytaniu książki "Może (morze) wróci" Bartka Sabeli o jego podróży do Uzbekistanu, nabiera się niesłychanej ochoty na to, by odwiedzić ten kraj i pojechać jego śladami. Taszkent, Samarkanda czy Buchara są przepięknie opisane. Tak, widać w nich ślady czasów niekoniecznie najlepszych dla Uzbekistanu, jak choćby właśnie kwestia zniszczenia Morza Aralskiego (a właściwie Jeziora Aralskiego), ale nadal można zobaczyć tu przepiękne miejsca, takie jak medresy, pałace czy twierdze. Wszak Uzbekistan leżał na Jedwabnym Szlaku. Zwiedzając nie można pominąć bogato zdobionego mauzoleum Pahlawana Mahmuda, pałacu Kolon, meczetu i medresu Mir-i-Arab, medres Uług Bega, Szir Dar, Tillja Kari, meczetu Bibi Chanum i wielu, wielu innych. Oglądając je zapewne można się poczuć, jakby przeszło się do w tajemniczy sposób do krainy Baśni tysiąca i jednej nocy. Opisy autora "Może (morze) wróci" są tak barwne i szczegółowe, że dosłownie się widzi oczyma wyobraźni to o czym się czyta.

Według Sabeli, lokalne bazary są równie warte zwiedzenia i skosztowania różnych specjałów kulinarnych - od świeżych warzyw i owoców poczynając, a na prostych potrawach kończąc. Takim właśnie zwykłym miejscom, jak i prostym ludziom autor poświęca sporo miejsca w swojej książce. A że zdaje się mieć łatwość nawiązywania kontaktów, to zdecydowanie mu to pomaga w podróży. Ku mojemu lekkiemu zdziwieniu, również i pochodzenie z Polski pozwala Sabeli  nawiązać znajomości w najmniej spodziewanych miejscach i momentach. Kilkukrotnie jego rozmówcy znali Polskę z .... pobytu w niej jako żołnierze w czasach, gdy w Polsce stacjonowała armia sowiecka. No tak - wtedy Uzbekistan nie był niezależnym krajem, a republiką, a to oznaczało podporządkowanie i wspólną armię. Z kolei kiedy spojrzymy na historię okresu II wojny światowej, zrozumiemy czemu Polacy są tu znani.
 Wielu z nich trafiło do Uzbekistanu w czasie wojny z powodu przymusowych przesiedleń oraz zsyłek karnych do łagrów. Nieco później, to właśnie przez Uzbekistan Andres wyprowadził ze Związku Sowieckiego dopiero co stworzoną armię, a z nią również i cywilów. W marcu i sierpniu 1942 roku, z ZSRR do Iranu przez Uzbekistan i Turkmenistan  przedostały się 116 tys. 543 osoby - i dorośli, i dzieci - około 10% Polaków wywiezionych do ZSRR po 17 września 1939 roku. Praktycznie wszyscy byli wygłodzeni i schorowani, wymagający opieki. Zarówno stan fizyczny, ciężka, by nie powiedzieć niewolnicza, praca i ogólne warunki na zesłaniu, a także trudny klimat sprawiły, że w Uzbekistanie zmarło wielu Polaków, którzy znaleźli się w tym kraju - czy to na zesłaniu, czy też później w czasie przemarszu armii Andersa w kierunku Iranu. Dlatego też znajduje się tu blisko 20 cmentarzy polskich, którymi do dzisiaj opiekują się nie tylko Polacy, ale i Uzbekowie. Ale Uzbekistan to nie tylko tragiczne dzieje - Polacy doświadczyli też ogromnej życzliwości i gościnności  od rdzennych Uzbeków, którzy mimo swojej biedy, dzielili się z nimi czym mogli. Stąd też można znaleźć tu także i tablice pamiątkowe wdzięczności narodu polskiego dla narodu uzbeckiego za życzliwe przyjęcie w czasie II wojny światowej. Tablice wmurowane są na przykład przy pomniku upamiętniającym Polaków zmarłych w Uzbekistanie w 1942 roku na cmentarzu w Taszkencie. I choć nie jest to nowa książka (wydano ją w 2013 r.), bardzo "Może (morze) wróci", bo wiele się z niej można dowiedzieć i zobaczyć na pięknych fotografiach i rysunkach autora. A jeśli ktoś ma ochotę dowiedzieć się więcej, polecam i inne materiały, w tym filmy dokumentalne, jak choćby niedawno powstały "Ślady odciśnięte w kamieniach". 

Ale wróćmy do przepisu na plov, bo przecież do tego zmierzałam od początku.😉 Kiedy czyta się takie książki jak "Może (morze) wróci", nie sposób nie zapragnąć spróbować czegoś z kuchni danego kraju. Przynajmniej ja tak mam, zwłaszcza, gdy nic nie wskazuje na to, bym dała radę odwiedzić Uzbekistan w najbliższym czasie. Stąd właśnie plov, czyli uzbecka wersja pilawu. Co prawda w książce Sabeli nie ma przepisu na plov, a nawet chyba nie jest wspomniany, ale właśnie to danie bardzo mi się kojarzy z Uzbekistanem z różnych imprez międzynarodowych. Stąd też postanowiłam powrócić do niego w tej właśnie formie. 


2 lb /900 g jagnięciny
1 duża lub dwie mniejsze cebule
2 duże marchewki 
3 szklanki ryżu
4 szklanki bulionu mięsnego lub warzywnego lub wody
1 główka czosnku
1 łyżeczka kolendry
1 łyżeczka kuminu
2 łyżeczki soli
2 listki laurowe
olej do smażenia

Jagnięcinę umyć, obkroić z tłuszczyków, a następnie pokroić w dość drobną kostkę. Cebulę poszatkować, a marchewkę pokroić w drobne słupki. Główkę czosnku oczyścić z zewnętrznych liści, ale tak by nadal pozostawała w całości. Odkroić jej wierzch, aby ząbki czosnku się uwidoczniły. 

W dużym rondlu,  oleju obsmażyć mięso, tak by było lekko zarumienione z każdej strony. Najlepiej obsmażać je porcjami, by nie powstało za dużo płynu, który sprawi, że bardziej się gotuje niż smaży.  Dodać część bulionu , sól, kolendrę i kumin. Doprowadzić całość do wrzenia, po czym zmniejszyć moc palnika i dusić mięso pod przykryciem aż będzie miękkie. 


Gotowe mięso przełożyć do miski, a w osuszonym rondlu ponownie rozgrzać olej i zeszklić cebulę. Pod koniec smażenia dodać marchewkę i chwilę smażyć, a następnie dołożyć z powrotem mięso. Na wierzchu posypać ryż; w środku położyć główkę czosnku i listki laurowe. Zalać całość pozostałym bulionem. Nie mieszając doprowadzić do wrzenia. Zmniejszyć moc palnika do minimum i gotować do momentu, gdy cały płyn zostanie wchłonięty. Wyłączyć palnik i pozwolić jeszcze chwilę całości dochodzić pod przykryciem. 

Przed podaniem całość wymieszać. 


Uwagi dodatkowe
  • Do przygotowania plov świetnie nadaje się garnek żeliwny typu Dutch oven). Można też wykorzystać wolnowar.
  • Jakie mięso nadaje się na plov? Wołowina i jagnięcina. W obu wersjach plov wychodzi świetny, choć zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim odpowiada jagnięcina. 
  • Najlepszy według mnie jest ryż basmati, ale można użyć innego długoziarnistego ryżu. Istotne jest to, że ryż nie powinien być rozgotowany i skluszczony, a sypki.  I właśnie najlepiej sypką strukturę zachowuje ryż basmati.
  • Plov - jeśli zostanie - świetnie przechowuje się w lodówce, a można go również zamrozić. Ta opcja może nawet bardziej odpowiadać osobom uważającym na poziom glukozy, gdyż ryż po rozmrożeniu ma niższy index glikemiczny







Polecam wzruszający reportaż Ślady odciśnięte w kamieniach, nieco nawiązujący do niektórych części książki Sabeli. 


Print Friendly and PDF

No comments:

Post a Comment