September 12, 2025

#47 Kulinarnie po Seattle i okolicy: Prywatna wycieczka z donutami w tle

Jakiś czas temu zobaczyłam reportaż w wiadomościach pokazujący wycieczkę kulinarną po Seattle po różnych miejscach serwujących donuty. Chociaż bardzo lubię wycieczki kulinarne, to jakoś nie do końca byłam przekonana by również i na taką się udać. Z drugiej jednak strony, zarówno po moim rankingu jagodzianek w Warszawie, jak i wielu kulinarnych spacerach po różnych miastach, miałam ochotę przekonać się jak smakują donuty w miejscach odwiedzanych w czasie tej wycieczki. Udałam się więc sama na donutowy rekonesans. I choć donuty nie są czymś co lubię najbardziej, to nie żałuję, że to zrobiłam. Poznałam nowe miejsca, nowe smaki donutów i wyrobiłam sobie zdanie na temat cukierni/kafejek, które je robią i serwują. 


Jeśli chodzi o donuty, to mam co do nich mieszane uczucia. Pierwszego w życiu donuta zjadałam w 1984 w Dunkin Donuts w Albany, NY. Był nadziewany kremem budyniowym, a po wierzchu polany grubą warstwą czekolady. Nie pamiętam jakie miałam o nim zdanie - pewnie dobre, bo jak przystało na młodą osóbkę, która pierwszy raz udała się za żelazną kurtynę i miała okazji spróbować tego, czego w Polsce nie można było uświadczyć, zachwycałam się i fast-foodem, i innymi dobrodziejstwami amerykańskiego imperializmu. Dzisiaj, wiem, że dobry donut nie jest zły, ale nie każdy jest dobry. Mam swoje preferencje i wymagania, wynikające głównie z doświadczenia kulinarnego. 

W czasie mojej nieoficjalnej donutowej wycieczki po Seattle odwiedziłam dokładnie te same miejsca, które odwiedza się na oficjalnej wyciecze - Doce Donuts, Top Pot Doughnuts, Dahlia Bakery i Daily Dozen Donuts. A oto moje wrażenia. 

Top Pot Doughnuts Flagship Café - Przez wiele lat przechodziłam koło tej kafejki i choć próbowałam jedzenie w okolicy, tu jakoś nigdy mnie nie ciągnęło. No ale to mało dziwne, biorąc pod uwagę, że nie jestem wielbicielką donutów. Natomiast kiedy w końcu tu zaszłam inspirowana wycieczką donutową, dość szybko przekonałam się, że  powiedzieć, iż donuty z  Top Pot Doughnuts są dobre to tak jak powiedzieć kawa ze Starbucksa jest dobra. Top Pot Doughnuts ma bardzo wiele lokalizacji. Dlatego i pod tym względem przypomina wspomnianego Starbucksa. I chociaż odwiedzona przeze mnie lokalizacja bardzo mi się podobała, to same donuty były rozczarowująco przeciętne.

Trzeba przyznać, że jeśli się dobrze trafi, to wybór donutów jest tu ogromny. Jednak żaden z kupionych donutów nie sprawiał wrażenia świeżego, co jest o tyle dziwne, że jest to bardzo popularne miejsce na 5th Ave w Seattle, a więc raczej w centrum, a to oznacza, spory ruch turystów i pracowników okolicznych biur, w tym elity finansowej i high-tech, a to zobowiązuje do jakości. 


Dość często widać kolejkę klientów, a w godzinach popołudniowych nierzadko nie ma żadnych donutów do kupienia. Wydawać by się mogło więc, że przy takim obrocie donuty powinny być świeże! Nic bardziej mylnego, jak się okazało.

Fritter jagodowy był dość gliniasty i sprawiał wrażenie niedosmażony w środku. Po zjedzeniu miało się wrażenie zapchania ciężką bułą. 


Podobne wrażenie miałam z donutem matcha - ciężki i gliniasty. Nawet wyglądem bardziej przypomina bajgla niż donuta. Przy jedzeniu okazało się, że brak mu lekkości i puszystości typowej dla tych ciastek. 


Twist donutowy był w porządku, ale nie zachwycał. Nie wyróżniał się zupełnie od twistów z supermarketów. A wręcz bym powiedziała, że świeży twist kupiony w sklepach typu Safeway, nie mówiąc już o miejscach takich jak Dunkin' Donuts czy Krispy Kreme, jest znacznie smaczniejszy. 


To co jednak zachwyciło mnie to samo bistro/kawiarnia. Ogromny, dwupoziomowy lokal, bardzo przestronny i sprawiający wrażenie czy wręcz zachęcający do spędzenia wielu godzin. Na dolnym poziomie kupuje się donuty i napoje, a na górnym znajdują się stoliki. 


Na dolnym jest też kilka stolików, ale większość zdecydowanie mieści się na górze. 

Mimo iż zawsze jest tam ileś osób, panuje tu cisza niczym w czytelni biblioteki. Być może sprawiają to półki z książkami wspinające się od dolnego poziomu aż do sufitu drugiego poziomu. 




Do pewnego stopnia Top Pot Doughnuts przypomniało mi atmosferę odwiedzanych przez nas Green Caffè Nero, które tak lubimy w Warszawie. 


Brakowało tylko kanap i foteli - każdego z innego kompletu - by stworzyć atmosferę Green Caffè Nero. Ale za to była podkowa na szczęście. 😉

😉

Podsumowując, ta lokalizacja Top Pot Doughnuts niewątpliwie jest to na swój sposób nastrojowym miejscem i jeśli tu wrócę, to z pewnością nie na donuty, ale by posiedzieć w tej kawiarni. A donuty zjem na sąsiedniej ulicy, ale o tym zaraz. 

Top Pot Doughnuts - wiele lokalizacji
Flagship Café
2124 5th Ave
Seattle, WA 98121

Doce Donuts - wygląda niemal jak mały rodzinny biznes. Nic bardziej mylnego! W okolicach Amazon i mojej pracy, mieści się jedna z trzech cukierni Doce Donuts. Właśnie ta odwiedzana w czasie oficjalnej wycieczki 

Jest to maleńki lokal z bardzo ograniczoną liczbą miejsc do siedzenia. Ale na tyle duży, że na miejscu można zjeść donuty i napić się kawy czy herbaty.  No a przede wszystkim są w niej świetne donuty. Są tak dobre, że kiedy wchodziłam za pierwszym razem do Doce Donuts, to mijające mnie ludzie skomentowali jak świetne  są tu donuty.

Donuty w Doce Donuts robione są z ciasta jak na brioche i przez to bardzo różnią się od typowych donutów, robionych z ciasta z dodatkiem proszku do pieczenia. Jak przystało na ciasto brioche, leżakują sobie one wiele godzin po zagnieceniu i powoli dojrzewają i rosną. Dzięki temu są puszyste i dość lekkie, choć nie watowate jak pieczywo tostowe. 


Po przekrojeniu widać ich strukturę typową dla ciasta drożdżowego. Właścicielami Doce Donuts są imigranci z Argentyny i Wenezueli, którzy z dużym sukcesem prowadzili cukiernię z donutami na Florydzie. Tutejsza sieć zawdzięcza nazwę popularności liczby 12 związanej z 12 członkiem drużyny futbolowej -  jej kibicami. Jak zupełnie przypadkowo sprawdziłam, dzięki moim studentom, właściciele doceniają, gdy się ich poleca innym. Dwójka moich studentów po kilkudziesięciu minutach od pierwszej wizyty przyprowadziła kilka innych osób, za co dostali darmowe donuty! 😀


Donuty z Doce Donuts oprócz tego, że są robione z innego ciasta, wyróżniają się też doskonałymi dodatkami, dzięki czemu nabierają super smaku. Są w smakach sezonowych, a także stałych. Przyciągają wzrok dekoracyjne wykończenia donutów - tres leches, churro czy tiramisu. 


Wszystkie świetnie smakują - od tego najbardziej tradycyjnego, bez żadnych dodatków po te smakowe - marakuja, guawa, malina, i wcześniej wymienione.


Naprawdę patrząc na nie i na opisane smaki, ma się problem z wybraniem. Mnie najmniej smakował tres leches - głownie dlatego, że był jak na mnie zbyt słodki. No ale to kwestia gustu. Najbardziej smakowały mi marakujowy, pełen kwaskowatej masy i churro. 


No i ten oryginalny, ale to już moja przypadłość, że lubię te najprostsze donuty. Dzięki temu, że był zrobiony z ciasta brioche, był znacznie bardziej wyrośnięty i sprężysty niczym dobry pączek. Smakowo, też nieco przypominał pączka.



Generalnie jest miejsce warte grzechu obżarstwa, a przynajmniej choć jednorazowej wizyty i spróbowania naprawdę dobrych donutów. Ceny donutów oscylują wokół $5-6, co nie jest mało kwotą, ale jeśli już chce się zjeść donuta, to warto zainwestować w tak dobrego jak te z Doce Donuts. 


Doce Donuts
2305 6th Ave,
Seattle, WA 98121


Dahlia Bakery
 - znajduje się niedaleko i od Doce Donuts, i od Top Pot Doughnuts. Jest to kafejka, w której można zjeść śniadanie czy lunch. Oferta jest spora. Dahlię poznałam, gdy kiedyś mój szef sprezentował mi na święta kartę upominkową, dzięki której zwróciłam na nią uwagę. Właścicielem Dahlia Bakery i znajdującej się obok restauracji Serious Pies, jest Tom Douglas, autor książek kucharskich. 

Tym razem to właśnie telewizyjny reportaż i zainspirowana nim moja nieformalna kulinarna wycieczka śladami donutów sprawiły, że zawitałam do Dahlia Bakery. 

Co ciekawe, choć można tutaj kupić mochi donuts, to wcale nie one były w centrum zainteresowania oficjalnej, a co za tym idzie i mojej wycieczki. Jak się okazało na tej wycieczce próbuje się beignets z dodatkami. I wcale mnie to nie dziwi, bo są po prostu świetne. Porcja za $14 to 6 racuchów plus miseczka serka (whipped cream cheese) i miseczka dżemu - w moim przypadku był to truskawkowy, ale to zależy od sezonu. WOW! Było to naprawdę przepyszne. Na beignets trzeba poczekać bo są smażone na zamówienie. 


Dostaje się je w torebce - jeszcze mocno ciepłe, obtoczone w cynamonowym cukrze w ilości idealnej, czyli sensownej. 😉 Nie musiałam ich otrząsać z cukru, jak to robiłam w Nowym Orleanie w Cafe du Monde. No a potem - palce lizać! I ten dżem, robiony na miejscu. Rewelacja. Nie został ani okruszek donutów, ani kropelka dżemu. Siłą powstrzymałam się by nie wylizać pojemniczka, w którym go podano. 


Beignets były puszyste i delikatne. Oczywiście fakt, że są jeszcze ciepłe jest ich ogromnym atutem i urokiem. Są niczym polskie pączki, tyle że małe, kwadratowe, bez nadzienia i bez lukru. Ale i tak pycha. Taka porcja kosztuje $14. 



Oczywiście w Dahlia Bakery można sobie usiąść i zjeść swoje smakołyki - same lub w towarzystwie np. kawy. Jest też kilka stolików na zewnątrz. Przyznam, że Dahlia w tym wydaniu podobała mi się dużo bardziej niż kiedyś, gdy nie było jak zjeść na miejscu, a w środku kłębił się tłum jej wielbicieli.  No i te beignets, które smakowały mi dużo bardziej niż te oryginalne w Nowym Orleanie. Bardzo polecam. 



2001 4th Ave 
Seattle, WA 98121


Daily Dozen Donuts w Pike Place Market były moim ostatnim przystankiem w czasie nieformalnej wycieczki kulinarnej śladami donutów. Tu trzeba odstać kolejkę, która stoi niemal cały czas. Raz jest większa, a raz mniejsza. Rano i w porze lunchu jest ponoć największa, bo wybór donutów jest znacznie większy niż wtedy, gdy ja byłam, czyli ok. godziny 2. 




Stojąc w kolejce, można przyglądać się jak powstają donuty - przy szybie lady, stoi sobie maszyna wyciskająca do gorącego tłuszczu pary donutów, które lądują w wanience z rozgrzanym  tłuszczem. 



Tu  smażąc się, przesuwają do kratki, na której obciekają przez chwilę z jego nadmiaru, by po chwili wylądować w torebkach klientów. 


Cały proces zautomatyzowany i widoczny dla klientów.




Jeśli zamawia się wersję najpopularniejszą, czyli z cukrem i cynamonem, to niemal na 100% dostanie się gorące donuty. Pan przy ladzie wkłada je do torebki i posypuje mieszanką cynamonowo-cukrową. Równie świeże są te bez dodatków.  Jeśli  natomiast zamawia się inne - np. takie w pudrze czy z posypką, wówczas dostaje się takie, które czekały na nabywców na stojaku. Też są świeże, ale nie gorące. 



Donuty można kupić w pojedynczej wersji smakowej (lub donuty bez dodatków), albo mieszankę. Podawane są w najzwyklejszej torebce, bez żadnych napisów i logo - ot, zwykła brązowa torebka lunchowa czy zakupowa. 




Te z cynamonem i cukrem były bardzo fajne, choć przyznam, że nie zachwycające i dające efekt wow. Pozostałe były w porządku, ale raczej przeciętne niż powyżej przeciętnej. 



Ceny - w zależności od ilości i rodzaju od $6-12. Spróbować warto, bo jest to jednak dość znane miejsce, ale raczej tu nie wrócę. A jeśli już to zdecydowanie tylko po te w cynamonowym cukrze. 

Daily Dozen Donuts
93 Pike St
Seattle, WA 98101

I tak oto zakończyłam moją wycieczkę. Nie była długa i przesadnie duża. Mam nieco lepsze pojęcie o donutach, jakie można kupić w Seattle i okolicy, bo i Doce Donuts ma lokalizację na Eastside (Bellevue), i Top Pot Doughnuts ma wiele lokalizacji w różnych miejscach aglomeracji, w tym np. w Kirkland. Czy warto było urządzić sobie taką wycieczkę? Oczywiście. Znam dość dobrze te okolice Seattle i wystarczył mi spacer od jednego miejsca do drugiego. No i co tu ukrywać - nie musiałam się z nikim niczym dzielić. 😉

Zwycięzcy? Zdecydowanie dwóch - Doce Donuts i Dahlia Bakery. Te miejsca bardzo polecam i sądzę, że nawet gdybym odwiedziła więcej lokali, gdzie sprzedawane są donuty, nadal byłyby one w czołówce. 


Print Friendly and PDF

No comments:

Post a Comment