Mamy właśnie najlepszy moment by ususzyć zioła. Kiedyś była to powszechna praktyka, a teraz mało kto to robi. Nie nazwałabym siebie znawczynią ziół, ale i bez tego lubię ich mieć troszkę pod ręką i wykorzystać do różnych celów. Najczęściej oczywiście przydają się w kuchni, ale nie tylko. Oregano, lawenda, lubczyk, szałwia, tymianek, mięta rozmaryn rosną sobie w doniczkach na balkonie i służą mi całe lato jako dodatki do potraw, napojów, sałatek czy do ozdoby i ładnego wyglądu domu. O zapachu nie wspomnę. Ale po czasie letniej rozpusty, kiedy wszystko jest ładniejsze, bujniejsze, świeże na wyciągnięcie ręki, nadchodzą mniej bujne miesiące. I choć suszonych ziół nie wykorzystam do napojów (za wyjątkiem mięty), to idealnie nadają się do wielu potraw. Dlatego suszę zioła, których rośnie u mnie wystarczająco dużo, by pozwolić mi zrobić zapas na - umownie mówiąc - miesiące zimowe.
