December 26, 2015

Flaki

Były Święta Bożego Narodzenia w 1976 roku. Pierwszy raz w swoim życiu spędzałam je poza domem. Całą rodziną pojechaliśmy na świąteczny turnus do Zakopanego. Wbrew obawom wszystkich, którym święta poza domem nie mieściły się w głowie, było cudownie. Zatrzymaliśmy się w ośrodku wczasowym Wanta, na Grunwaldzkiej.  To już prawie obrzeża Zakopanego - stąd było blisko do Kuźnicy i do Doliny Białego. Z okien oczywiście widać było ośnieżone Tatry, z Giewontem na czele. Było zimno, biało i po prostu bajecznie. Do dzisiaj można się zatrzymać w Wancie; choć wnętrza ośrodka się nie zmieniły od tamtych czasów, to oczywiście standard bardzo się podniósł.



Zima w Zakopanem kojarzy mi się
z malowidłami Zofii Stryjeńskiej
Na początku, jeszcze przed świętami, zaliczyliśmy wycieczki po okolicy, w tym do Morskiego Oka. Wtedy dojeżdżało się na Palenicę, skąd było już niedaleko do Morskiego Oka. Mama w swoich miejskich kozaczkach zaliczyła kilka wywrotek, więc w drodze powrotnej zafundowała nam przejażdżkę saniami. Poczułam się jak w piosence Skaldów o Kuligu. Wigilia i Boże Narodzenie były pięknie przygotowane, pomimo iż był to ośrodek wczasowy. Od obiadu w dzień wigilijny salę przeobrażono świątecznie  - na stołach były świeczki, stroiki. Z głośnika płynęły kolędy w wykonaniu Mazowsza i Ireny Santor. A wszędzie unosił się cudowny zapach serwowanych potraw przygotowanych w kuchni pod wodzą pani Zosi. Wieczorem, na kolację bożonorodzeniową były flaki - tego w naszym domu się nie jadało. Dzieci więc obyły się świeżymi drożdżówkami, a rodzice zdecydowali się spróbować flaków. Pamiętam jak tata mówił, że były naprawdę dobre i chyba je polubi. Mnie sama ich nazwa odstraszyła na tyle skutecznie, że nie spróbowałam ani wtedy, ani przez wiele następnych lat. Nawet nie pamiętam kiedy się do nich ostatecznie przekonałam. W USA zaczęłam je sama robić, zwłaszcza, że tu mogę w Uwajimaya kupić pięknie wyczyszczone flaki, dzięki czemu odchodzą typowe "uroki" gotowania flaków. Z czasem nabrałam wprawy w ich przygotowywaniu i zdobyłam wśród znajomych pewną renomę. 

Z flakami spotkałam się również i w Meksyku - menudo to meksykańskie flaki. Typowo serwowana jest w soboty i niedziele w porze lunchu. W zasadzie nie jest to lunch, a śniadanie, ale jak się ma kaca, to lunch staje się śniadaniem. Ponoć nic tak nie pomaga na kaca jak właśnie menudo. I choć próbowałam menudo, to jednak wyłącznie z czystej ciekawości, a nie w celach leczniczych. Nasze swojskie polskie flaki są jednak według mnie dużo lepsze. Wracając do wczasów świątecznych w Zakopanem - choć nie poznałam smaku tamtych flaków serwowanych na świąteczną kolację, to tamten pobyt w Zakopanem należy do najmilszych wspomnień mojego dzieciństwa. 

1500 g flaków
750 g udek kurczaka (bez kości i skóry)
1 marchewka
1 pietruszka
2-3 gałązki selera naciowego
1 por
3 łyżki masła
3 łyżki mąki
sól
pieprz
majeranek

Flaki opłukać, zalać wodą i zagotować. Zlać całą wodę, opłukać, raz jeszcze zalać je wodą i ponownie zagotować. Zmniejszyć ogień i gotować je do miękkości. W tym czasie w drugim garnku przygotować rosół z kurczaka - na gorącą wodę wrzucić umytego kurczaka i gotować ok. 15 minut. Dodać warzywa i gotować aż do ich miękkości. 

Flaki pokroić na drobne paski. Dodać pokrojone mięso z kurczaka oraz pokrojoną w paski marchewkę i pietruszkę. Całość zalać rosołem z kurczaka i dodatkowo wodą - z tej ilości powinniśmy otrzymać ok. 5 litrów zupy. Na koniec dodać zasmażkę - w rondelku rozpuścić masło, a następnie wymieszać je z mąką. Dolać płyn z zupy, a kiedy powstanie gęsta zwiesina, dolać ją do flaków. Dobrze wymieszać by nie powstały grudki. Flaki zagotować i doprawić solą, pieprzem i majerankiem. 

Flaki najlepiej przygotować dzień przed podaniem, by się przegryzły






Print Friendly and PDF

No comments:

Post a Comment