Nalewka stała i stała. Niby po pół roku powinnam zlać płyn z owoców, ale jakoś mi się nie kwapiło. Słoiki zaś przesuwały się coraz bardziej w głąb szafki, aż w końcu zniknęły z oczu. A wiadomo - co z oczu, to z serca. Po kolejnym pół roku przypomniałam sobie o nich. Nalewka wyglądała zachęcająco - miała piękny kolor, a po otwarciu słoików okazało się, że również i zapach, i smak. Warto było zapomnieć.
Moje drzewka najwyraźniej polubiły nowe miejsce zamieszkania. W drugim roku od zasadzenia uginały się od owoców, a ja szukałam chętnych do zajęcia się nimi. Rozdawałam na lewo i prawo! W końcu ile można pić? 😉
Pod wypływem nadmiaru owoców do przerobienia, zaczęłam eksperymentować i czasem dodawałam cukier, a innym razem nie. W pewnym momencie chyba nawet nalewka bez dodatku cukru wydała mi się lepsza niż ta z cukrem. Ale to już indywidualne preferencje i trzeba samemu zadecydować jaką wersję się woli.
5 lb /2 kg owoców pigwy*
1 litr czystej wódki - minimum 40%
Opcjonalnie - cukier - mniej więcej 1/2 szklanki na litrowy słoik
Owoce umyć, pokroić na ćwiartki i wypestkować. Razem ze skórką pokroić na cienkie plasterki. Włożyć do słoika i zasypać cukrem, jeśli go używamy, a jeśli nie to pominąć ten etap. Zostawić na noc aby puściły sok. Zlać wódką, tak by całkowicie przykryła owoce. Odstawić w ciepłe miejsce.
Po minimum sześciu miesiącach, choć lepiej po całym roku, zlać nalewkę do czystych butelek. Dobrze jest płyn przefiltrować przez ściereczkę by odcedzić wszelkie farfocle. Zostawić nalewkę na kolejnych 6 miesięcy, by dojrzała**.
- Największym problem w obróbce pigwy jest jej twardość. Można sobie to nieco ułatwić zamrażając je, a potem rozmrażając. Wówczas stają się nieco łatwiejsze do krojenia.
- * Nie należy mylić pigwy z pigwowcem - to dwa różne owoce. Pigwa to drzewo, a pigwowiec to krzak. Owoce pigwy są dużo większe od owoców pigwowca i przypominają kształtem jabłka lub gruszki. Jedne i drugie świetnie się nadają na przetwory.
- ** Moją nalewkę zlałam po roku i zwyczajnie nie zdążyłam jej zostawić na dojrzewanie. Była od razu tak pyszna, że nie wiadomo kiedy znikła. ;)
No comments:
Post a Comment