February 25, 2020

Zrazy wileńskie

Kiedy przeglądałam książkę o kuchni wileńskiej "Wilno. Rodzinna historia smaków", wpadł mi w oczy ten oto przepis. Zrazy do tej pory zawsze jadałam wołowe. Czemu więc nie spróbować innych. I rzeczywiście warto było, bo danie jest - jakby to powiedziała ciocia Jagoda - wyborne. Zmieniłam nieco ilość przypraw - dla mnie oryginalnie było ich nieco za dużo - dużo lepiej się komponuje smakowo, gdy przyprawimy je według smaku. Do sosu wykorzystałam nie tylko bulion, ale i powstały w wyniku moczenia grzybów wywar i kilka grzybków. Dzięki temu, stał się on moim zdaniem bardziej wyrazisty. Jak już wcześniej pisałam, książka ta jest napisana lekko i z przymrużeniem oka. Nic więc dziwnego, że znalazłam w niej taką oto uwagę: "Jeśli czytając przepisy kuchni litewskiej czytelnik będzie się zastanawiać, ileprocentową śmietanę lub śmietankę wybrać, zawsze powinien kierować się zasadą: im tłustsze, tym smaczniejsze". Bez wyrzutów użyłam więc śmietany 40%. I z pewnością nie zaszkodziło to daniu, choć nie do końca zgadzam się z zasadą, że im tłustsze, tym smaczniejsze. No ale za pierwszym razem trzeba gotować zgodnie z przepisem. Potem można improwizować. 😉
Print Friendly and PDF

February 19, 2020

Cepeliny i nie tylko, czyli "Wilno. Rodzinna historia smaków"

Jeśli mamy ochotę, z jakichkolwiek powodów poznać kuchnię wileńską czy litewską lub też kulturę tego rejonu, to jest to niewątpliwie idealna ku temu okazja. Ta właśnie książka. Odkryłam ją nieco przypadkowo szukając ciekawych przepisów. A Wileńszczyzną byłam już od jakiegoś czasu zainteresowana - po trosze dzięki rodzinnym koneksjom z Wilnem, a po trosze przez znajomość z Teresą, Litwinką z Wilna, najbardziej pozytywną osobą jaką znam. Na każdą imprezę, Teresa przychodzi z barszczem - nie takim jak ja robię, ale takim jaki się podaje na wschodzie, w tym na Litwie. Ten barszcz ma w sobie wszystko - i buraki, i kartofle, i kapustę, i marchewkę, i inne warzywa. Najczęściej mówimy o nim ukraiński, ale nie pochodzi on tylko stamtąd. Teresa robi i inne rzeczy, jak choćby cepeliny czy śledzie pod szubą - pierzynką (oczywiście z buraczkami), paszteciki... Słowem Teresa zna się na kuchni.
Print Friendly and PDF

February 10, 2020

#18 Kulinarnie po Seattle i okolicy: Daniel's Broiler

Daniel's Broiler słynie ze steków. I z cen. Dlatego nie jest to miejsce, do którego chodzimy często. Według mnie ceny te są snobistycznie wysokie, bo dobre steki można zjeść i w innych miejscach za znacząco niższą cenę. Ale... są klienci skłonni zapłacić tyle, ile winszuje sobie Daniel's Broiler, więc nie mnie to oceniać. 

Pierwszy raz poszliśmy do Daniel's Broiler w South Lake Union, by uczcić specjalną okazję. Jedzenie było rewelacyjne. Był i stek, i cielęcina, i lobster bisque, który na długie tygodnie pozostał w pamięci jako przepyszna zupa. Do tego dobrze dobrane dodatki. Obsługa sympatyczna, szybka. W sumie wieczór był udany - dobrze zjedliśmy, mile spędziliśmy czas. Kiedy więc dostaliśmy w prezencie karty do Daniel's Broiler, to przyznam, że ucieszyłam się, bo nadarzała się okazja na powtórkę. A że chadzamy do opery czy filharmonii, to była składało się wręcz idealnie. Tym bardziej, że otworzono nową lokalizację bliżej centrum Seattle. Reklamy zachęcały do jej odwiedzenia, a widok jaki się na nich rozpościerał z okien restauracji był zapierający dech w piersiach. Niestety to by było na tyle. 
Print Friendly and PDF

February 02, 2020

Deserowy mus z marakują

Zima w pełni. Najpierw ciemno i deszczowo... Potem dla odmiany sypnęło trochę śniegu, ale na krótko. Może to i dobrze, bo choć było ładnie, to z jazdą bywało różnie. Niestety odejście śniegu oznaczało nadejście deszczy i ponurej pogody. Niby jestem przyzwyczajona do takiej zimy i zasadniczo nie przeszkadza mi mokra aura, ale w tym roku nawet i na mnie jest tego za dużo. Po raz kolejny słyszymy o wezbranych rzekach i strumykach, o obsunięciach się namokniętej, błotnistej ziemi. No i bijemy rekordy mokrości - choć tyle dobrego, że jak już tak cierpimy to chociaż jakiś rekord z tego jest. Ale i tak mała to pociecha. Trzeba to zmienić! Na pociechę więc i poprawę humoru najlepiej podziała coś wesołego, tropikalnie słonecznego. Coś z marakują w tle. Jak to dobrze, że od czasu gdy w Meksyku zakochałam się w marakui, zawsze mam trochę przecieru w zamrażalniku; a ostatnio i trochę zamrożonego miąższu owocowego z pestkami, dzięki czemu można mieć wrażenie, że się je świeże owoce. Idealny zapas na takie dni. A więc będzie mus marakujowy. 
Print Friendly and PDF