Na ulicy Narbutta przy Alei Niepodległości była kiedyś piekarnia, do której chadzałam jako dziecko razem z Babcią Reginą. Oprócz chleba, Babcia kupowała tam dla mnie palucha lub rogala. Zanim doszłyśmy do domu, nie było po nim śladu. Teraz gdy przyjeżdżamy do Polski na wakacje zawsze, choć raz kupujemy paluchy - nie w tej piekarni, ale też dobre. Kiedyś znalazłam przepis na te zwykłe rogale na stronie Pracowni wypieków. W smaku są takie same jak te z piekarni na Narbutta. Od tej pory często pojawiają się na naszym stole i nie musimy już czekać na kolejny pobyt w Polsce, by je zjeść. I znikają równie szybko jak tamte zjadane w drodze do domu.