March 13, 2013

Sękacz prawie prawdziwy

Sękacz kojarzy mi się z Suwałkami. I z Pierwszą Komunią. Stamtąd bowiem pochodził pierwszy jaki kiedykolwiek jadłam. Najpierw odbył długą drogę PKSem - przywieziony przez matkę chrzestną. A potem podany był w czasie pierwszokomunijnego przyjęcia, na które byłam zaproszona bardzo dawno temu. Był pyszny i taki inny niż jakiekolwiek ciasta, które do tej pory jadłam. 

Był jak z obrazka. Miał piękne kolce. Aż korciło, by któregoś ułamać. A w środku oczywiście była dziura po wałku. 


Nigdy później nie jadłam już tak dobrego sękacza. A tamten wspominam z dużym sentymentem. Nie tylko zrobił furorę smakową - wśród gości mało kto znał smak sękacza. No i sam jego wygląd. W ponurych czasach połowy lat osiemdziesiątych,  takie ciasto było prawdziwym rarytasem. I ciekawostką, bo wtedy mało kto cenił takie cudeńka regionalne. Obowiązywała sztampa i jednolitość. Dopiero później doceniono przysmaki regionalne. Zapanowała na nie moda, zaczęto je rejestrować niczym patenty. Sękacze zaś zaczęły pojawiać się w sklepach, sprzedawane na kawałki. 


Ostatnio na lekcji w Szkole Polskiej mieliśmy omawiać województwo warmińsko-mazurskie. Jak zawsze w książce do geografii podany był przysmak regionalny. I choć Suwałki nie leżą w województwie warmińsko-mazurskim, to nie gdzie indziej, a właśnie tu wymieniony został sękacz. Nie sposób było przejść obok niego obojętnie. Dzieci z mojej klasy były już przyzwyczajone do próbowania różnych specjałów lokalnych, więc i sękacz musiał zawitać u nas w klasie. Nie było mowy, by robić go tak jak tradycja nakazuje na wałku obracanym nad ogniem. Nie bardzo było też gdzie kupić taki tradycyjny sękacz.  Ale można było spróbować upiec go w zwykłej formie do pieczenia babek. Wybrałam najbardziej fikuśną by powstały choćby namiastki nierówności i kolców sękacza i..... Wyszedł całkiem nieźle! Miał warstwy wyraźnie odcinające się jedna od drugiej, a na bokach nierówności. A co najważniejsze, wszystkim smakował i momentalnie zniknął!



150 g maki pszennej (ok. 1 szklanki)
100 g mąki ziemniaczanej
250 g masła
7 jajek
200 g cukru 
cukier waniliowy
cukier puder do posypania
50 g mączki migdałowej lub zmielonych migdałów

Opcjonalnie 1 łyżka rumu

Oddzielamy żółtka od białek. Ucieramy je z cukrem, dolewamy roztopione i przestudzone masło. Dodajemy mączkę migdałową/zmielone migdały, obie mąki i opcjonalnie rum. Dokładnie mieszamy ze sobą wszystkie składniki, a na końcu dodajemy ubitą na sztywno pianę z białek. 

Formę do babki z kominem smarujemy tłuszczem i wlewamy na dno cienką warstwę ciasta - ok. 5-6 łyżek. Wkładamy formę z ciastem na 5-10 minut do piekarnika nagrzanego do 320-360 F/160-180 C. Ciasto musi mieć wyraźnie upieczoną na brązowo skórkę. Ale też pamiętajmy, że pierwsza warstwa, ta przylegająca do formy piecze się najdłużej i można ją łatwo spalić. Nie należy więc przesadzać z temperaturą. Kiedy pierwsza warstwa się upiecze,  wylewamy kolejną - tylko tyle,  by przykryła poprzednią. I znowu pieczemy około 5-10 minut. Czynność tę powtarzamy aż do wyczerpania się ciasta. Po upieczeniu sękacz studzimy na kratce, a gdy przestygnie posypujemy cukrem pudrem. 




Przepis znalazłam na stronie Macieja Kuronia i nieco go zmodyfikowałam na swoje potrzeby. 
Print Friendly and PDF

No comments:

Post a Comment