Z hibiskusem pierwszy raz spotkałam się, gdy mało kto o nim w Polsce słyszał. A to za sprawą taty, który przywiózł herbatkę hibiskusową z Syrii. Nie wiedziałam nawet jak ją zużyć - dopiero znajoma, która wiele lat spędziła w Algierii, podpowiedziała mi jak ją parzyć i serwować. Po latach odnowiłam znajomość z hibiskusem, ale jakoś nigdy nie byłam w stanie zrobić z niego napoju, który by mnie satysfakcjonował smakowo. W grudniu odkryłam Świąteczny Bazar w centrum Seattle. Nie równa się on bazarom europejskim - było na nim raptem kilka stoisk i nie miały one tak świątecznego charakteru jak stoiska na bazarch widzianych przeze mnie w Warszawie, Krakowie, Berlinie czy Paryżu. Jedyne co przypominało o zbliżających się świętach, to dekoracje na sąsiadujących z nim domach i sklepach oraz wielka choinka po przeciwnej stronie ulicy. Ale nawet i tutaj udało mi się kupić coś, co przypominało świątecznego grzańca kupowanego na bazarach w różnych miastach Europy - napój na bazie hibiskusa. W stoisku Sips & treats serwowano herbatki hibiskusowe z dodatkiem suszonych owoców oraz cynamonu. Natchnęło mnie to nie tylko do picia herbaty z hibiskusa, ale i próbowania nowych kombinacji smakowych według własnego pomysłu. W efekcie, przez cały grudzień serwuję gościom, a przede wszystkim sama piję, hibiskusowego grzańca. Przydał się, bo grudzień w tym roku był najzimniejszym od ośmiu lat. 😉
Grzańce przygotowuję w imbryczku, który stawiam na podgrzewaczu do herbaty. Pozawalam im dobrze zaparzyć się - przynajmniej 10 minut - zanim podaję do picia. Słodzę bardzo ostrożnie, gdyż naturalny cukier z owoców często wytarcza. Jeśli używam cukru lub miodu, wówczas dodaję go do imbryczka.