Ślepe ryby jadłam pierwszy raz w tym roku w restauracji w Poznaniu. Jest to wielkopolska zupa o super mylącej nazwie, ponieważ nie ma nic wspólnego z rybami. Ślepe ryby, nazywane też rzadkimi pyrkami, to postna zupa ziemniaczana. Podobnie jak pyry z gzikiem, tak i ślepe ryby były daniem biednej ludności, która jedynie od święta mogła pozwolić sobie na mięso. Skąd więc nazwa? Brak mięsa, a co za tym idzie brak tłustych ok (oczek) pływających w zupie sprawił, że zupę nazwano ślepe ryby. Tylko czemu akurat ryby? Przyznam, że nie do końca rozumiem czemu akurat ryby a nie na przykład świnki. 😉Podstawę zupy stanowi włoszczyzna - według niektórych powinna być bez marchewek, choć według mnie wcale one nie przeszkadzają. No i oczywiście spora ilość kartofli, czyli po poznańsku pyr. Ugotowane warzywa przeciera się przez sito i rozprowadza w wodzie. Zupę można zabielić śmietaną, maślanką lub mlekiem. Ślepe ryby mogą być podane też w wersji z myrdyrdą, czyli zasmażką – zrumienioną na maśle mąką pszenną. A na koniec zielone dodatki - posiekany szczypiorek.
Zakończę mój wstęp zabawną opowieścią Simony Kossak o wspomnianym bluszczyku kurdybanku. Opowieść nie ma nic wspólnego z rzadkimi pyrkami, ale już ciut-ciut wiąże się z ich podkarpacką odmianą z kurdybankiem i stąd to skojarzenie. Bluszczyk kurdybanek to zioło, używane przede wszystkim na kaszel, ból gardła i infekcje górnych dróg oddechowych. Jak to inne bluszcze dość agresywnie się panoszy w ogrodzie, więc warto uważać z jego sadzeniem. Ale wróćmy do Simony. Opowiadała w jednej ze swoich audycji, o egzaminie z botaniki. Studenci zdawali trójkami. Profesor pokazał bluszczyk koleżance Simony ze studiów i poprosił o podanie nazwy. Ta, mimo iż nie przykładała się specjalnie do nauki, od razu powiedziała "bluszczyk". Kiedy profesor poprosił o doprecyzowanie jaki bluszczyk, skorzystała z podpowiedzi kolegi żartownisia i dodała SKURCZYBYCZEK. Profesor hamując śmiech, zaliczył jej odpowiedź i egzamin. O tej historii, jak i o życiu Simony Kossak, można przeczytać w książce o niej, napisanej przez Annę Kamińską pod tytułem Simona. Jest piękna i bardzo ciekawa - tak jak jej główna bohaterka.
2 lb/900 g kartofli
4 średniej wielkości marchewki pomarańczowe
3 średniej wielkości marchewki tęczowe - białe i żółte
1 średnia pietruszka w korzeniu
1 por - jasna część
2 patyki selera naciowego
5 listków laurowych
5 ziaren ziela angielskiego
4 ząbki czosnku
sól i pieprz do smaku
4 łyżki kwaśnej śmietany
posiekany szczypior lub koperek do dekoracji
Warzywa - oprócz marchewki - obrać, umyć i pokroić w grubą kostkę. Marchewkę pozostawić bez krojenia, a 3 kartofle podzielić na połówki.
Do dużego garnka włożyć wszystkie warzywa. Dodać ząbki czosnku, listki laurowe i ziele angielskie. Dodać łyżeczkę soli. Zalać wodą i gotować do miękkości warzyw.
Kiedy warzywa są miękkie, wyjąć listki laurowe i ziele angielskie oraz połówki kartofli i 3 pomarańczowe marchewki. Do zupy dodać śmietanę i całość przetrzeć przez sito lub zblendować mikserem na dość gładką i jednolitą konsystencję.
Wyjęte warzywa pokroić w kostkę i przełożyć do przetartej/zblendowanej zupy. Podgrzać by zupa zrobiła się ponownie gorąca. Nalewać do miseczek lub na głębokie talerze. Udekorować posiekanym drobno szczypiorem, koperkiem lub kurdybankiem.
Uwagi dodatkowe
- W Poznaniu, w restauracji ślepe ryby podano mi w miseczce z chleba. Zupa była sycąca i z mnóstwem marchewki i kartofli. Ale... Skrytykowała ją Krysia, nasza przyszywana ciocia, Poznanianka. Według niej prawidłowo zrobione ślepe ryby powinny być przetarte przez sito w całości i żadne warzywa nie powinny w niej pływać żadne warzywa. Przyznam jednak, że dla mnie lepsza jest taka z kawałkami kartofli i marchewek, stąd część z nich przeznaczam na wkrojenie do zblendowanej pozostałej zupy
No comments:
Post a Comment