Nie jest to moje pierwsze podejście do nalewek. Kiedyś próbowałam robienia różnych specjałów i różne były tego efekty.
Ratafia to nic innego jak owoce sezonowe zmieszane z cukrem i alkoholem. Nie ma na świecie dwóch identycznych, bo każdy użyje innych owoców i w innych proporcjach. Do pewnego stopnia jest jak bigos na winie - co się nawinie pod rękę, to do słoja. W mojej ratafii są i truskawki, i różne jagody (i te leśne, wild blueberries, i te zwykłe blueberries), i maliny, i jeżyny, i czereśnie, i porzeczki i wiele innych owców. Najwięcej jednak aromatu dodały śliwki. Uważam, że dzięki nim ratafia wiele zyskała zarówno na smaku, jak i aromacie.
Nie ma dwóch zdań - to nalweka dla cierpliwych. Od wrzucenia do słoja pierwszych owców do degustacji upływa ok. roku.
owoce sezonowe w miarę ich pojawiania się
cukier
alkohol - w wielu przepisach jest spirytus, choć według mnie można spokojnie zastąpić go mocną wódką (50%), a potem ew. wzmocnić, gdyby się okazało, że jest za słaba
Owoce układać warstwami w dużym słoju i zasypywać je cukrem. W wielu przepisach jest podane by cukuru było tyle samo, ile jest owców. Według mnie jest to ciut za dużo. W trakcie robienia ratafii zmieniłam więc proporcje z 1:1 na 1:0.75, a nawet do 1:0.5. Po dodaniu każdej warstwy owców i cukru zalać mieszaninę alkoholem.
Po dorzuceniu ostatnich owoców, słój ustawić w ciepłym miejscu i odczekać mniej więcej pół roku. Po tym czasie zlać nalewkę, przefiltrować ją przez bardzo gęste nylonowe sitko lub zwykłe sitko wyłożone gazą i przelać do butelek. Jeśli nalewka okazała się zbyt słaba, wzmocnić ją dolewając mocnego alkoholu lub odrobinę spirytusu. Napełnione butelki odstawić w chłodne i ciemne miejsce na mniej więcej pół roku, by ratafia ostatecznie dojrzała.
No comments:
Post a Comment