Ledwie przeminie Halloween, a w sklepach pojawia się eggnog - napój z żółtek, mleka i śmietany, doprawiony cukrem i gałką muszkatołową. Dodawany jest do kawy, wzmacniany alkoholem typu whiskey, bourbon czy rum lub po prostu pity bez żadnych dodatków. Eggnog jest - rzec by można - stary jak świat. Jego historia jest długa, bo zaczyna się od brytyjskiego napoju posset pitego w czasach średniowiecza. Posset był mieszanką ciepłego mleka, przypraw korzennych i alkoholu - piwa lub wina. Uważany był za remedium na przeziębienia. Ale już w XIII w. mnisi wzbogacili go jajkami i figami, zaś w przepisie z XVII w. pojawiają się i żółtka, i białka, i wino, i cynamon, i gałka muszkatołowa, i śmietana, i cukier. Od tego czasu kolejne przepisy i wersje ewoluują. Dzisiaj już raczej nie dodaje się 18 żółtek i 8 białek na niecały litr wina, ale napój ten niewątpliwie nadal jest sycący i kaloryczny. Przez wiele lat eggnog uchodził za napój wyższych sfer - ze względu na jajka, na sherry, brandy czy maderę do niego dodawano. Z czasem jednak alkohole te zostały wyparte przez mniej wykwintne whiskey, bourbon i rum, a eggnog, wraz z podbojem Ameryk trafił i na zachodnią półkulę.
Eggnog, w wersji wzmocnionej, obok grzańca kojarzy mi się z Berlinem, gdzie spróbowałam go na jednym z licznych świątecznych bazarów. Był gorący i mocny. Nie umiałam stwierdzić jaki był w nim alkohol - zapewne piwo, bo taka wersja jest w Niemczech najbardziej popularna.