Kiedy po raz pierwszy podjęłam wyzwanie jedzenia wegańskiego, nie miałam pojęcia, że może być ono tak pyszne. Tak, bywałam w wegańskich restauracjach, ale były to pojedyncze wyskoki. Najdłuższy epizod z kuchnią wegańską miałam w czasie wizyty znajomych wegan i wegetarian. Zazwyczaj wpadałam w panikę, gdy zbliżał się termin ich przyjazdu - co im zrobię do jedzenia. Teraz te czasy daleko za mną. I choć nadal wiem, że do weganizmu mi daleko i zapewne nigdy nie zostanę weganką, to jest mi daleko również i do czasów, gdy mięso było podstawą obiadu. Na półce kulinarnej mam więcej książek wegetariańskich i często z nich korzystam. I właśnie w jednej z nich znalazłam ten pasztet. To absolutny hit! Pośród niemięsnych pasztetów nie ma sobie równych - wszystkie inne odpadają w przedbiegach. Naprawdę ciężko domyśleć się, że powstał wyłącznie z orzechów. Świetnie się rozsmarowuje na chlebie i smakuje tak, że nie sposób przestać go jeść. Jest rewolucyjny, jak go określiła Marta Dymek w swojej książce "Jadłonomia po polsku". I rewelacyjny.
1 szklanka/110 g orzechów włoskich
1 cebula
3 łyżki whisky, dowolnego wina lub bulionu warzywnego
1/2 szklanki wody
2 łyżki sosu sojowego
2.5 łyżki mąki ziemniaczanej
1.5 łyżki płatków drożdżowych
1/2 łyżeczki majeranku
1/4 łyżeczki suszonego tymianku
1/4 łyżeczki suszonego tymianku
1 liść laurowy
szczypta papryki wędzonej
3–4 łyżki oleju
sól, pieprz do smaku
opcjonalnie: gałka muszkatołowa
Rozgrzać dużą suchą patelnię. Wsypać orzechy włoskie, prażyć przez 1–2 minuty, aż będą porządnie zrumienione. Przesypać je do małego kielicha/misy blendera. Dodać sporą szczyptę soli i blendować przez 2–3 minuty, aż orzechy zmienią się w grudkowate masę przypominającą masło.
Cebulę przekroić na pół i pokroić w grube plasterki. Na patelni rozgrzać olej i wrzucić cebulę, liść laurowy, majeranek, tymianek oraz paprykę wędzoną. Smażyć przez 4–5 minut lub do momentu, gdy cebula zacznie się złocić na brzegach. Dolać alkohol i podgrzewać aż odparuje.
Wyjąć liść laurowy, a resztę przełożyć do blendera z orzechami. Dodać wodę, sos sojowy, mąkę ziemniaczaną, płatki drożdżowe, gałkę muszkatołową oraz sól i pieprz i zblendować na płynny krem.
szczypta papryki wędzonej
3–4 łyżki oleju
sól, pieprz do smaku
opcjonalnie: gałka muszkatołowa
Rozgrzać dużą suchą patelnię. Wsypać orzechy włoskie, prażyć przez 1–2 minuty, aż będą porządnie zrumienione. Przesypać je do małego kielicha/misy blendera. Dodać sporą szczyptę soli i blendować przez 2–3 minuty, aż orzechy zmienią się w grudkowate masę przypominającą masło.
Cebulę przekroić na pół i pokroić w grube plasterki. Na patelni rozgrzać olej i wrzucić cebulę, liść laurowy, majeranek, tymianek oraz paprykę wędzoną. Smażyć przez 4–5 minut lub do momentu, gdy cebula zacznie się złocić na brzegach. Dolać alkohol i podgrzewać aż odparuje.
Wyjąć liść laurowy, a resztę przełożyć do blendera z orzechami. Dodać wodę, sos sojowy, mąkę ziemniaczaną, płatki drożdżowe, gałkę muszkatołową oraz sól i pieprz i zblendować na płynny krem.
Tak przygotowany krem wylać z powrotem na patelnię, na której smażyła się cebula. Podgrzewać przez 4–5 minut, często i szybko mieszając silikonową szpatułką. Z czasem krem zmieni się w elastyczną masę, a kiedy zacznie się błyszczeć i oddzielać tłuszcz, pasztet jest gotowy.
Uwagi dodatkowe
- jak podaje autorka Jadłonomii i twórczyni pasztetu, nie należy podmieniać orzechów włoskich innymi, gdyż zasadniczo zmienia jego smak
- ostatnie smażenie masy pasztetowej służy jej zagęszczeniu, jak w przypadku budyniu czy kisielu - wszak dodana była mąka
- pasztet można przechowywać w lodówce, w zamkniętym słoiczku przez 3 tygodnie. Polegam tu na opinii autorki, gdyż nie zdarzyło się, by aż tyle stał u nas. Zwykle znikał w dwa, góra trzy dni.
No comments:
Post a Comment