Ostatnio czytałyśmy Narnię. A wszystko przez Mikołaja, który przyniósł Oli filmy. Najpierw jednak musimy przeczytać, by Julcia się nie bała w czasie filmy. No i zawszeć to lepiej znać książkę, zanim się obejrzy film.
A dzisiaj zasypało nas śniegiem. Sypało w nocy. Rano była na drogach śnieżna breja, ale szkół nie odwołano. Więc pojechałyśmy do szkoły. Ledwie można było dojechać, ale o wjeździe pod szkołę nie było mowy. Korek pod szkołą niebywały.
Kiedy dojechałam do Bellevue, okazało się, że tam nawet płatka śniegu nie było. Do czasu. Jakieś dwie godziny później zaczął walić śnieg. Jak na zawołanie zrobił się korek, który obserwowałam z okien pracy. Krótko potem sama stałam w korku, bo nie chciałam ryzykować utknięcia. Paweł też się ewakuował z Seattle. Wtedy też się okazało, że i szkoły zostały zamknięte w trybie natychmiastowym. Jakoś dotarliśmy do ciepłego domu. Nie ryzykowałam wjazdu do garażu moim samochodem, a Paweł z trudem wjechał swoim.
Gdy się siedzi w domu, a siedzieliśmy tak 3 dni, nie licząc weekendu, to przychodzą do głowy różne pomysły kulinarne. Otworzyłam więc zimową piekarnię.
I piekłam.
Najpierw bułeczki. A że z obiadu została mi ciutka kartofli - taka z którą nie wiadomo co zrobić, to pierwsze były Małgorzatki znalezione na blogu Pracownia wypieków. Tam co prawda nazywają się Małgosie, ale ja nie wiem czemu pamiętam je z dzieciństwa jako Małgorzatki. Są pyszne! Szczególnie zaraz po upieczeniu, kiedy masło się na nich roztapia. W czasie tych kilku dni napiekłam się ich od groma, bo takie świeże bułeczki wszystkim smakują!
300 g mąki pszennej
20 g świeżych lub 10 g suchych drożdży
1 łyżeczka cukru
1 łyżeczka soli
1 jajko
120 g ugotowanych i przeciśniętych przez praskę kartofli
20 g/ 1.5 łyżki masła w temperaturze pokojowej
120 g wody
20 g świeżych lub 10 g suchych drożdży
1 łyżeczka cukru
1 łyżeczka soli
1 jajko
120 g ugotowanych i przeciśniętych przez praskę kartofli
20 g/ 1.5 łyżki masła w temperaturze pokojowej
120 g wody
Opcjonalnie - olej do spryskania
Do miski wsypać mąkę. Świeże drożdże rozkruszyć, a jeśli dodaje się suche to po prostu dosypać. Dodać pozostałe składniki i wszystko to bardzo dokładnie wymieszać przy pomocy miksera mieszadłem w kształcie haka. Miskę przykryć folią i zostawić na mniej więcej godzinę. W tym czasie ciasto powinno podwoić objętość.
Do miski wsypać mąkę. Świeże drożdże rozkruszyć, a jeśli dodaje się suche to po prostu dosypać. Dodać pozostałe składniki i wszystko to bardzo dokładnie wymieszać przy pomocy miksera mieszadłem w kształcie haka. Miskę przykryć folią i zostawić na mniej więcej godzinę. W tym czasie ciasto powinno podwoić objętość.
Kiedy ciasto wyrośnie, podzielić je na równe części i z każdej z nich uformować bułkę. Ciasto się może troszkę lepić, więc dobrze maczać ręce w wodzie lub oprószyć mąką. Ułożyć bułki na blasze wyłożonej papierem do pieczenia (parchment paper). Przy pomocy drewnianego patyczka lub noża obsypanego mąką lub zanurzonego w wodzie, w każdej bułce zrobić przedziałek – mniej więcej w połowie wcisnąć patyczek czy nóż aż do samego końca.
Spryskać delikatnie olejem, przykryć ściereczką i pozwolić wyrastać kolejne ok. 30 minut. Ja nie pryskam olejem, a skórka i bez tego ładnie się zarumienia.
Piekarnik nagrzać do 395 F*. Na dnie postawić naczynie z wodą lub gdy piekarnik się rozgrzeje wsypać kostki lodu. Wstawić wyrośnięte bułeczki. Piec ok. 20 minut lub do czasu zrumienienia.
*często wstawiam bułeczki do nagrzewającego piekarnika. Rosną wtedy jeszcze chwilę, a przy okazji skraca to czas wyrastania.
No comments:
Post a Comment