Naleśniki mogłabym jeść bardzo często. A to dlatego, że to danie, które daje masę możliwości. Wystarczy zajrzeć do menu dowolnej naleśnikarni, by zobaczyć ile można zrobić dań mając do dyspozycji przepis na naleśniki. Chyba nigdy nie miałam takiej ochoty na naleśniki jak w Göteborgu, gdzie trafiliśmy jako biedni studenci na saksy - do firmy zajmującej się myciem okien, a przy okazji drobnym sprzątaniem. W celach oszczędnościowych, nasza dieta składała się z dużej ilości ryżu, najtańszego, kupowanego w białych pudełkach, który regularnie przerabiałam na risotto. Z kolei na posiłki nieobiadowe, były kanapki z pasztetem kieleckim na przemian z paprykarzem szczecińskim. Nic więc dziwnego, że kiedy któregoś dnia weszliśmy do naszej firmy i powitał nas tam zapach naleśników, to miałam na nie taką ochotę, jak nigdy wcześniej czy później. Smażyła je pewna Polka, która koczowała w tej firmie razem ze swoim mężem, jego przyjacielem i jego dziewczyną. Niestety, pomimo okazanej im pomocy, która kilka miesięcy później nieco nam się odbiła czkawką, nie wpadło nikomu z nich do głowy poczęstować nas tym rarytasem. Ale do dzisiaj przypomina mi się zapach naleśników smażonych na sprzęcie turystycznym - kuchence na spirytus i składanej patelni - w tejże właśnie szwedzkiej firmie. Chyba żadne inne naleśniki nie wydały mi się tak luksusowym daniem jak właśnie tamte. Naleśników nie spróbowaliśmy, więc nie wiem czy były dobre, z Göteborga wkrótce wyjechaliśmy, a wspomnienie zostało i czasem wraca. Jak łatwo się domyśleć - najczęściej pod wpływem smażenia naleśników.
500 ml mleka
6 jajek
2/3 łyżeczki soli
40 ml oleju lub rozpuszczonego masła
2 łyżki cukru (opcjonalnie)
No comments:
Post a Comment