Za każdym razem, gdy robię pastę, przypomina mi się początek "Kwiatu kalafiora" i mama Borejkowa, która robi kolację. "Mama krajała wielkie ilości chleba, smarowała je masłem roślinnym, pastą twarogową, kładła na to plasterek kiełbasy i zdobiła wszystko hojnie szczypiorkiem i kminkiem. (...) Smakołyków zawsze było za mało w tym domu. Przy napiętym do ostatnich granic budżecie, a jednocześnie nieumiarkowanej manii kupowania książek, której ulegli wszyscy znający alfabet członkowie rodziny, sytuacja musiała wyglądać drastycznie. (..) Mama dokazywała cudów pomysłowości, by gatunkowo skromne pożywienie uczynić pożywieniem wysokokalorycznym, wysokobiałkowym i pełnym witamin (...) Dzisiejsza kolacja też została pochłonięta w oszałamiającym tempie. W tym domu nikt nie grymasił przy jedzeniu, ponieważ mogłoby się zdarzyć, że któraś z sióstr zajęłaby się porcją grymaśnicy. Nikt też przy jedzeniu nie rozmawiał, ponieważ traciłby w ten sposób cenny czas przeznaczony na posiłek." Z kolei w "Łasuchu literackim" pojawiają się przepisy na najróżniejsze pasty mamy Borejko albo też po prostu Małgorzaty Musierowicz. 😉 I co prawda moje pasty jak dotąd nie były inspirowane inspirowane tymi, które wyczarowywała mama Borejko, ale jakoś tak sobie o nich myślę kiedy robię swoje. Może dlatego, że takie właśnie pasty kojarzą mi się z gospodarnością, wykorzystaniem resztek i kryzysowymi metodami na zrobienie czegoś dobrego z ograniczonych produktów? Pasta jajeczna i twarożek ze szczypiorkiem oczywiście gościły w moim domu czasów dzieciństwa i to dość często; w książkach kucharskich czy pisemkach tzw. kobiecych było mnóstwo przepisów na najróżniejsze pasty z wykorzystaniem serów, ryb z puszki czy wszelkiego rodzaju resztek jedzenia, których było zbyt mało, by zrobić z nich obiad, a wyrzucenie ich nie wchodziło w rachubę. Ale jakoś nigdy nie korzystałam z gotowych przepisów na pasty czy twarożki, tylko sama improwizowałam z produktami jakie miałam. Jak przystało na pasty z gospodarnej kuchni, również i ta pasta powstała w wyniku improwizowania, a dzięki niej wykorzystałam nadmiar białek, które zostały po ostatnich wypiekach.
1 puszka wędzonego pstrąga w oleju*
4 białka
1-2 łyżki majonezu
szczypiorek lub zielona cebulka (green onions)
sól do smaku
Białka podgrzać tak by się ścięły. Można to zrobić podsmażając je na małej patelni; można podgrzać w kuchence mikrofalowej, a można wstawiając miseczkę z białkami do garna z gotującą się wodą. Białka ostudzić, a następnie pokroić na drobniutką kostkę. Szczypiorek czy też zieloną cebulkę również drobno pokroić.
Pstrąga przełożyć do miski i zmiażdżyć widelcem na masę. Dodać białka i szczypiorek. Dodać łyżkę majonezu i wymieszać. Jeśli potrzeba, dodać więcej majonezu. Dosolić do smaku.
*można też użyć zwykłego wędzonego pstrąga, choć wtedy może być potrzebne nieco więcej majonezu
No comments:
Post a Comment