Budyń czekoladowy to jedno ze wspomnień dzieciństwa. Kiedy myślę o takim właśnie budyniu, widzę babcię Reginę, jak go robi. Zawsze w takim samym garnku, mocno okopconym z zewnątrz. Garnek zawsze przepłukiwała najpierw zimną wodą. Mówiła, że dzięki temu nic się nie przypali. A potem gotowała mleko, dolewała masę budyniową i szybko mieszała, by nie powstały kluchy. Na końcu zaś przekłada do prostych, szklanych miseczek ze wzorkiem z kreseczek. A potem dawała mi garnek "do wylizania". Zawsze w nim było kilka dodatkowych łyżeczek zostawionych przez babcię. Pamiętam, zastanawiałam się kiedyś czy jak dorosnę, to też dam dzieciom wylizać garnek czy zawsze będę mogła to robić.... Od czasu do czasu nachodzi mnie ogromna ochota, by powrócić w czasy dzieciństwa i zjeść miseczkę budyniu. A wcześniej wylizać garnek, w którym go gotowałam, bo w moim dorosłym domu jakoś nikt - nie wiedzieć czemu - nie ma na to ochoty.
Ten budyń jest inny - nie gotuje się go, tak ja to robiła babcia, ale nadal jest bardzo smaczny. Robi się go z awokado, którego wcale nie czuć dzięki pozostałym dodatkom. Za pierwszym razem zrobiłam go zgodnie z przepisem, jedynie z dodatkiem wanilii i skórki pomarańczowej, ale później puściłam już wodze fantazji i eksperymentowałam nieco z różnymi wersjami smakowymi. Zrobiłam go więc w wersji wzbogaconej o miętę, dla miłośniczek miętowo-czekoladowej kawy. Potem próbowałam wersji na bazie kawy i na bazie herbat. Jedynie wersja z syropem klonowym zupełnie mi nie przypadła do gustu, ale ja akurat nie lubię jego smaku. Natomiast moim pannom zupełnie ten smak nie przeszkadzał i budyń znikał momentalnie, jak w każdej innej wersji.
No comments:
Post a Comment