Nalewka stała i stała. Niby po pół roku powinnam zlać płyn z owoców, ale jakoś mi się nie kwapiło. Słoiki zaś przesuwały się coraz bardziej w głąb szafki, aż w końcu zniknęły z oczu. A wiadomo - co z oczu, to z serca. Po kolejnym pół roku przypomniałam sobie o nich. Nalewka wyglądała zachęcająco - miała piękny kolor, a po otwarciu słoików okazało się, że również i zapach, i smak. Warto było zapomnieć.
owoce pigwy*
cukier - mniej więcej 1/2 szklanki na litrowy słoik
wódka - minimum 40%
Owoce umyć, pokroić na ćwiartki i wypestkować. Razem ze skórką pokroić na cienkie plasterki. Włożyć do słoika i zasypać cukrem. Zostawić na noc aby puściły sok. Zlać wódką, tak by całkowicie przykryła owoce. Odstawić w ciepłe miejsce.
Po minimum sześciu miesiącach, choć lepiej po całym roku, zlać nalewkę do czystych butelek. Dobrze jest płyn przefiltrować przez ściereczkę by odcedzić wszelkie farfocle. Zostawić nalewkę na kolejnych 6 miesięcy, by dojrzała**.
* O różnicy na temat pigwy i pigwowca można dowiedzieć się na blogu Ziołowy zakątek
** Moją nalewkę zlałam po roku i zwyczajnie nie zdążyłam jej zostawić na dojrzewanie. Była od razu tak pyszna, że nie wiadomo kiedy znikła. ;)
No comments:
Post a Comment