March 20, 2019

#12 Kulinarnie po Seattle i okolicy: Kanishka Cusine of India w Redmond

Kanishka... Zapachy z tego miejsca wabiły mnie przez dłuższy czas. Obok jest bowiem Mills Music, gdzie latami Ala miała lekcje. Czekając na nią napawałam się zapachami dobiegającymi z Kanishki. Ale jakoś nigdy nie było okazji by tam zajrzeć. Potem z kolei miejsce to zachwalała Khushi, hinduska koleżanka Oli - według niej to restauracja serwująca autentyczne dania kuchni hinduskiej. Czyż trzeba lepszej zachęty niż takie słowa usłyszane od kogoś, kto wie o czym mówi. To co nas powstrzymywało przed Kanishką, to przede wszystkim nie do końca najlepsze recenzje - przede wszystkim i niezbyt przyjemnej obsłudze. Z drugiej jednak strony, by być fair, ta restauracja ma też i całą masę, by nie powiedzieć przeważająca liczbę świetnych recenzji jedzenia. Wiadomo - wszędzie znajdą się i nieprzychylne opinie, ale w końcu nie wszystko wszystkim smakuje. A obsługa? No cóż, chyba nie będzie jakoś strasznie źle. A więc .. ryzyk fizyk; idziemy i zobaczymy.

Wcale nie było źle. Obsługa była szybka i błyskawicznie się nami zajęto, mimo iż restauracja niemal cały czas była pełna.  Nie jest to typowe w poniedziałkowy wieczór, gdy wiele restauracji ma spokojniejszy dzień czy wręcz jest zamknięta. Goście najróżniejsi - sporo hinduskich rodzin, ale też i nie Hindusi. Sama sala jest dość nowoczesna, ale nie ma się wątpliwości, że to jest hinduska restauracja. Przypomina o tym jej gustowny wystrój i dekoracje. Oprócz sali, w której jedliśmy, też i druga z wielkimi stołami - tam właśnie odbywała się jakaś większa impreza. 

Zanim cokolwiek zamówiliśmy, dostaliśmy papadum - super chrupiący placek - a razem z nim dwa sosy - tamarind był tak pyszny, że można by go było jeść prosto z miseczki. 😉 Oczywiście gdyby wypadało. Drugi sos - mięta z kolendrą, też był niezły, ale ten pierwszy znacznie bardziej mi smakował. 


Na przystawki zamówiliśmy sałatkę (Indian salad), składającą się z ogórków i pomidorów oraz cebuli fioletowej, wyłożonych na sałacie lodowej. Całość była skropiona sokiem cytrynowym i lekko przyprószona chat masala. Drugą przystawką było wegetariańskie samosy z kartoflami doprawionymi hinduskimi ziołami. Niestety jak dla mnie okazało się trochę zbyt ostre, choć według menu są średnio ostre; mimo wszystko były smaczne.

Główne danie to butter chicken oraz jagnięcina (rack of lamb) podana z tikka sosem. Całość dopełniliśmy zamówionym dodatkowo ryżem basmati oraz czosnkowym chlebkiem naan. Do picia nie zabrakło mango lassi oraz wytrawnego salty lassi. 

Jedzenie było rewelacyjne, choć ja nieco mam ostatnio problemów z tolerancją ostrzejszych potraw. Stąd też nie do końca mogłam się delektować nim. Jednak pomijając to, uważam, że warto było popróbować. Tak dobrego naan nie jadłam już dawno. Był świeży i idealnie doprawiony czosnkiem. Ani za dużo, ani za mało. Porcja kurczaka była tak duża, że starczyła jeszcze na lunch następnego dnia. Podobnie rzecz się miała z jagnięciną. Oba mięsa były świetnie doprawione i dobrze przygotowane. Jagnięcina podana była na żeliwnym naczyniu - aż skwierczała z gorąca, gdy ją wniesiono. Warzywa były jednak nadal dość twarde - tak, jak powinny być - a nie rozmemłane i rozgotowane. Sosów - i mojego z kurczaka, i tikka podanego z jagnięciną, było tyle, że ryż można było hojnie nimi polać i się delektować całością. No i sałatka, na pierwszy rzut oka niepozorna, była bardzo dobra i pozwalała mi przetrwać chwile słabości wywołane ostrością potraw. No i lassi. Mango lassi zasadniczo było moje, ale spróbowałam i tego wytrawnego, salty lassi. Oba były świetne. Salty lassi zimne, lekko słone. Z pewnością idealne dopełnienie do ostrzejszych potraw. Mango lassi miało wyrazisty smak, ale nie było za słodkie, jak to potrafi się zdarzyć. 

Przeglądając zdjęcia i recenzje Kanishki, dochodzę do wniosku, że jest tam jeszcze całkiem sporo potraw, których chętnie bym popróbowała, a to oznacza kolejne wizyty w tej restauracji. Szkoda, że nie ma jej w Seattle - wówczas mogłabym skorzystać z opcji bufetu i popróbować wielu potraw w mniejszych ilościach.

Co do obsługi nie mam żadnych zastrzeżeń. Była profesjonalna i szybka. Bardzo sprawnie zmieniano nakrycia stołów po klientach oraz sprzątano nawet największy bajzel po nich. A tak akurat przytrafiło się obok nas, gdyż przy sąsiednim stoliku posadzono rodzinę z trójką małych dzieciaków, które niestety - z racji wieku - nie do końca radziły sobie z czystym jedzeniem. W rezultacie wszędzie były resztki jedzenia. W moment, obsługa sprzątnęła stół i odkurzyła (cichym odkurzaczem, by nie przeszkadzać innym!) jego okolice, tak że nie pozostał okruszek na podłodze. Nie odniosłam też wrażenia, że mają mnie już dość i powinnam opuścić restaurację, by zwolnić moje miejsce. Wręcz przeciwnie - nie spieszyliśmy się z jedzeniem i spokojnie delektowaliśmy się tym, co zamówiliśmy. 

Jest jeszcze jedna rzecz która zwróciła moją uwagę, co oczywiście powinno zachęcić do Kanishki. Non stop podjeżdżały samochody z doordash i innych firm dowożących jedzenie na zamówienie. Na kontuarze przy wejściu, cały czas stało kilka toreb z jedzeniem do odebrania. Bez wysiłku widać było, że jest to miejsce cieszące się popularnością. 

Wizytę zaliczam do udanych i miejsce to polecam wielbicielom kuchni hinduskiej. 












16651 Redmond Way Ste 180
Redmond, WA 98052 
(425) 869-9182

Print Friendly and PDF

No comments:

Post a Comment