Od tamtego czasu minęło wiele lat. Serial, choć początkowo rewelacyjny, z czasem rozwinął się w psychodelik nie do zniesienia. Nawet nie dokończyłam go oglądać. Ale nie jeden raz odwiedziłam te okolice, w tym również wożąc tam gości mniej lub bardziej zaznajomionych z serialem. A okolica jest przepiękna. Wodospad, w zależności od pory roku i intensywności opadów zmniejsza się lub zwiększa. Potrafi być relatywnie cienki, a potrafi zmienić się w ogromny szalejący żywioł. Jednak wodospad i usytuowany obok hotel Salish Lodge to dopiero początek przygody w Twin Peaks. Do hotelu należy wejść, bo tu teoretycznie rozgrywała się - między innymi - akcja serialu. Można tu też kupić pamiątki związane z filmem, które wszelcy maniacy Twin Peaks momentalnie rozpoznają - od nadzienia czereśniowego do ciasta przez kubki na damn fine cup of coffee, którą tak lubił i cenił agent Cooper, a skończywszy na poduszce w kształcie pieńka, breloczkach w kształcie kawałka ciasta czereśniowego czy wszelkich tabliczkach i makatach z powiedzonkami z serialu. Tutaj wychodząc warto wziąć mapkę okolicy, która ułatwi nam dalszą wycieczkę śladami Twin Peaks.
Jedziemy dalej. Na znalezienie znaku Twin Peaks Population 51,201 nie liczyłabym - co bardziej zagorzali wielbiciele po prostu go kradli i w końcu uznano, że nie jest warte stawianie kolejnego. Owszem, można pojechać w miejsce, gdzie powinien stać, ale wyłącznie po to, by się przekonać, że go nie ma. Ale warto podjechać na most Ronette (Ronette's Bridge) i w miejsce, gdzie jest ogromny pień drzewa, który niestety jest otoczony płotem. Przemieszczając się po okolicy, można zobaczyć liceum, w którym uczyli się bohaterowie serialu, gdzie mieścił się posterunek policji czy tatarak. Okolica sama w sobie jest tak piękna, że warto się po prostu pokręcić po niej. Mówi to sam agent Cooper w pierwszej scenie, gdy zachwyca się ilością drzew i okolicą. Choć oczywiście ładna pogoda jest najlepsza na takie wyprawy, to pamiętając mroczność serialu, warto wybrać dzień pochmurny, a nawet deszczowo-mglisty. W sezonie późnojesiennym do wczesnowiosennego o to nie trudno w tym rejonie. Po pierwsze, to zwiększa nam szansę na zobaczenie ogromnego wodospadu. Po drugie, częściowo zamglone góry, ze szczególnym uwzględnieniem Mt. Si, które widać na horyzoncie robią niesamowite wrażenie. Zupełnie jak w serialu, wyłaniają się zza mgły na tle pochmurnego nieba. Most Ronette też wygląda znacznie bardziej tajemniczo właśnie przy takiej aurze. I dużo bardziej podobnie do tego momentu, gdy znalazła się na nim Ronette.
Chyba najdalej oddalonym punktem jest Double R Diner, znajdujący się w North Bend. Tu należy się zatrzymać, bo choć nie do końca według mnie wykorzystuje on potencjał, to jednak ma odniesienia do serialu. Po pierwsze, można to zobaczyć sporo zdjęć z filmu, które przypomną nam bohaterów. Bar wygląda niemalże jak z filmu. Nie jestem aż taką wielbicielką serialu, by pamiętać każdy, nawet najmniejszy szczegół, ale tak pamiętam ten bar, jak właśnie można zobaczyć na żywo. Z baru nie powinno się wyjść nie wypiwszy kawy czasem podanej w zwykłym kubasie, a czasem w takim serialowym. Wszak agent Cooper podkreślał tę damn fine cup of coffee. Do tego obowiązkowo ciasto czereśniowe - cherry pie, również zachwalane przez agenta Coopera. I tu jedna uwaga. Nie zdarzyło mi się, a byłam tu wiele razy, by można było je kupić, choć widnieje w karcie. Ale polecam inne owocowe - jeżynowe jest naprawdę niezłe, choć jak dla mnie bardzo słodkie. Jednak z kubkiem gorzkiej, damn fine cup of coffee, kawy smakuje bardzo nieźle. Pozostałe ciasta są strasznie słodkie i jeśli woli się mniej słodkie, to lepiej je odpuścić. Ale znam ich zagorzałych wielbicieli! A właściwie wielbicielki. 😉
I to koniec wycieczki śladami Twin Peaks. Krajobrazowo, to tu właśnie rozegrała się jego akcja. Geograficznie, miasteczko Twin Peaks znajdowało się bardziej na północny wschód stanu Washington, co można zauważyć zwracając uwagę na to co mówią bohaterowie serialu - o odległości miasteczka od Seattle czy granicy kanadyjskiej. I znowu - pierwszym który to mówi jest właśnie agent Cooper, który podaje słynnej Diane swoje namiary. Ale nie ma to znaczenia. Nie tam, a właśnie do Snoqualmie, Snoqualmie Falls czy North Bend i wszystkiego co jest pomiędzy nimi, jeżdżą fani serialu, robią sobie zdjęcia, piją - jak agent Cooper - damn fine cup of coffee i jedzą cherry pie, tak zachwalane od pierwszych chwil serialu przez niego.
I na sam koniec jedna uwaga. Nasza wycieczka nabierze super charakteru, jeśli odbędziemy ją nie tylko w odpowiedni dzień, ale i gdy odbędzie się ona przy akompaniamencie muzyki Angelo Badalamenti.
No comments:
Post a Comment