Nic nie zastąpi smaków domowych kompotów. Być może jest to kwestia wychowania w dawnych czasach, kiedy nie mieliśmy dostępu do soków owocowych. Wtedy właśnie kompoty były i sposobem na zaspokojenie pragnienia, i na deser. Owoce z kompotu - zwłaszcza wiśnie czy czereśnie - wykorzystywało się do przystrajania ciast i tortów. Albo jako dodatek do budyniu czy nawet kaszy manny lub płatków owsianych. Do dzisiaj pozostał mi sentyment do kompotów i raz na jakiś czas nachodzi mnie chęć ich picia. To taki mój comfort food. Zazwyczaj robię kompoty z jednego gatunku owoca i sumie nie wiem czemu postanowiłam do kompotu czereśniowego wrzucić kawałek brzoskwini. Jakoś tak wyszło. A w ostatecznym rozrachunku dało lekki smaczek brzoskwiniowy i bardzo karmazynową brzoskwinię do wykorzystania do dekoracji lub po prostu zjedzenia.
- Rzecz jasna, najlepsze są czereśnie i brzoskwinie ze sprawdzonego źródła. Wtedy mamy gwarancję smaku. No i oczywiście dojrzałe, choć jędrne.
- Słoiki można wyparzać w różny sposób - tradycyjnie, w garnku z wrzącą wodą, w piekarniku lub też po prostu myjąc je w maszynie do mycia naczyń (zmywarce) na najgorętszym cyklu - u mnie jest to sanitize.
- Wielokrotnie też przy okazji przepisów pisałam o przykrywkach. Przez lata nauczyłam się, że nie ma co na nich oszczędzać - niestety niejednokrotnie przekonałam się, że wielokrotne używanie tych samych pokrywek kończy się zepsutymi przetworami i zmarnowaniem jedzenia za kwotę większą niż koszt pokrywek. O pracy i czasie włożonych w przygotowanie przetworów nawet nie wspomnę. Naprawdę najlepiej jest użyć nowych przykrywek - wtedy mamy pewność, że nie są rozszczelnione i dobrze zamkną nasze przetwory.
No comments:
Post a Comment