Latem ciężko się oprzeć wszelkim dobrodziejstwom natury. Lokalne warzywa i owoce mają inny smak i zapach. Nawet jeśli są droższe niż te w supermarketach, warto je kupić lub nawet samemu wyhodować - jak choćby pomidory. Nigdy pomidory nie smakowały mi bardziej niż te, które jadłam prosto z krzaka. Kolorowe i słodkie jak cukierki. Podobnie rzecz ma się z warzywami od lokalnych rolników. Papryka w odmianach jakich nie znajdzie się w sklepie, pomidory pachnące pomidorami czy ogórki, z których mizeria smakuje latem i prawdziwymi ogórkami. Aż prosi się by robić potrawy z dużą ilością warzyw.

Kiedyś, dawno temu nie miałam większego pojęcia o różnorodności ostrych papryk. Miałam zamiar kupić jedna jalapeño, ale nie było. Kupiłam więc dwie papryczki habanero "bo takie małe". Obie, z tego samego powodu, dodałam do mięsa z warzywami jakie szykowałam dla siebie i małej Ali. Mięso nieźle smakowało gdy próbowałam w czasie gotowania, więc byłam zadowolona, że będzie super obiad na dwa następne dni. W nocy obudziło mnie pieczenie rąk i ból zatartego przez sen i piekącego oka. W końcu zorientowałam się, że to od papryczki - tej małej. Po powrocie z pracy spróbowałam mięsa. Można je z powodzeniem serwować smokowi wawelskiemu. Zjadłam małą porcję za karę, a resztę zawiozłam koledze-miłośnikowi wyparzania gęby.
Wracając do darów lata - niektóre z potraw zrobionych z letnich warzyw można zawekować na zimę - leczo czy wszelkie przetwory warzywne spokojnie się do tego nadają. A jaka radość zimą, gdy ze słoika rozejdzie się zapach lata.....