Drożdżówka z Więcławic jest najlepszym ciastem drożdżowym jakie kiedykolwiek robiłam. I przywołuje wspomnienie tego rześkiego, wrześniowego poranka w leśniczówce w Borach Tucholskich, w okolicach Funki, Swornegaci i Chojnic, gdzie byliśmy z tatą na ostatnich wspólnych wczasach. Stało się tak dość przypadkowo, bo nie planowałam już jeździć z rodzicami, ale summa summarum bardzo miło wspominam tamten wyjazd. Któregoś pięknego dnia zostaliśmy zaproszeni do leśniczówki na grzybobranie. I zaczęło się ono od kawy z solidną porcją śmietany, zbieranej łyżką z powierzchni mleka, i świeżej drożdżówki, takiej z grubą kruszoną na wierzchu, upieczonej raniutko przez leśniczynę. Dla mnie był to rarytas, bo zawsze bardzo lubiłam ciasta drożdżowe, ale w moim domu nikt ich nie robił. Mama twierdziła, że zrobienie ciasta drożdżowego wymaga nieziemskich zdolności i sama ich nie robiła, a ja - wierząc w te jej zapewnienia - nawet nie spoglądałam w kierunku drożdży i na strony "Kuchni polskiej" z przepisami na wszelkiego rodzaju ciasta drożdżowe. Dopiero po latach przekonałam się, że wcale tak nie jest i regularnie robię różne ciasta drożdżowe. Po trosze stało się tak dzięki wyjazdowi z Polski, bo nagle okazało się, że w Kentucky nie bardzo jest gdzie kupić ciasto drożdżowe, więc jak się chce je jeść, to trzeba samemu zrobić.😉
Już nigdy potem zwykła kawa z fusami i z drożdżówką mi tak nie smakowała jak tego dnia. Jeden kęs tej drożdżówki i wróciły wspomnienia wczasów w Funce, i tamtej drożdżówki w leśniczówce, i późniejszego grzybobrania, i podrzucanych przez leśniczego na mojej stronie drogi kozaków i prawdziwków, bym to właśnie ja wygrała zawody z tatą o to kto więcej uzbiera tych najlepszych grzybów.
Przepis ten przesłała mi teściowa i napisała na karteczce z nim taki komentarz "Jest to zmodyfikowany przepis
p. Janasowej - miejscowej gospodyni, a udostępniony przez Ewę Wachowicz po
dożynkach w Więcławicach. Podczas dożynek organizowany jest konkurs ciast, na którym jest ona jednym z jurorów." Oryginalny przepis był zdecydowanie zbyt skomplikowany jak na moje wymagania, więc zaczęłam eksperymentować. Podstawową zmianą był czas wyrabiania. Jak to zwykle bywa w starych przepisach, był on wybitnie długi - w tym wypadku 30 minut. Moja teściowa dopisała na przepisie komentarz, że wyrabiała 15 minut i też ciasto było dobre. A ja - jak to ja; wyrabiałam mikserem 5 minut, a ciasto na tym eksperymentowaniu wcale a wcale nie ucierpiało. Pięknie rosło, a po upieczeniu było puszyste, delikatne i lekko wilgotne. Doskonale nadaje się do jedzenia bez niczego lub posmarowana ulubioną konfiturą czy powidłem śliwkowym. I popijania kawą....
Ciasto
1.75 lb /800 g mąki
3 jajka
2 żółtka
2.8 oz / 80 g drożdży świeżych lub 1.4 oz / 40 g suchych
1 szklanka letniego mleka
1.5 szklanki /150 g cukru*
1/2 szklanki oleju
1/2 łyżeczki soli
otarta skórka z 1 dużej lub dwóch małych cytryn
Opcjonalnie - bakalie: rodzynki, kandyzowana skórka pomarańczowa
Kruszonka:
2 oz/60 g (pół pałki) masła
3 łyżki cukru*
5 łyżek mąki
* w przepisie oryginalnym jest dodawana jest również paczka cukru waniliowego. Ja nie używam kupnego cukru waniliowego, a właściwie wanilinowego, tylko mam swój własny przygotowany w domu.
Łyżkę cukru, łyżkę mąki i drożdże rozpuścić w letnim mleku. Przykryć i odstawić w ciepłe miejsce aż drożdże ruszą. Suche drożdże można dodać od razu do ciasta bez rozrabiania, ale ja lubię też zrobić z nich zaczyn, bo skraca to czas wyrastania ciasta, a przy okazji sprawdza czy drożdże są dobre.
W misie miksera umieścić wszystkie pozostałe składniki. Dodać zaczyn drożdżowy. Wyrabiać ciasto aż wszystkie składniki się połączą. Ja wyrabiam mikserem z hakiem na wysokich obrotach przez ok. 5 minut. Misę z ciastem nakryć folią i odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia.
W tym czasie zagnieść kruszonkę i schłodzić ją w lodówce.
Kiedy ciasto potroi swoją objętość, odgazować je wbijając pięść w jego środek. Ja dodatkowo lubię je troszkę wyciągnąć i złożyć, tak jak to robię z chlebem - czyli chwycić za jeden bok i lekko pociągnąć w górę, by się lekko rozciągnęło, a następnie złożyć na pół. To wyciąganie i składanie robię - jak to nazywam, na cztery strony świata, bo zawsze obracam miskę o ok. 90 stopni. Gotowe, powyciągane ciasto zostawić jeszcze na 10 minut w misce, a następnie wyłożyć na posmarowaną masłem dużą formę (10x15 in/25x38 cm), przykryć i odstawić na 30 minut, aby raz jeszcze wyrosło i wypełniło formę.
Posypać ciasto kruszonką. Piec w rozgrzanym do 350 F/175 C około 30-35 minut. Gdyby za szybko się zaczęło rumienić, można nakryć je kawałkiem foli lub papieru. Ciasto jest gotowe, gdy patyczek włożony w środek pozostaje suchy.
Uwagi dodatkowe
- Niezależnie od tego czy dodajemy bakalie czy też nie, wszystkim ciastom drożdżowym doskonale robi dodatek otartej skórki z cytryny. Dlatego wprowadziłam ją do przepisu, mimo iż oryginalnie jej w nim nie ma.

No comments:
Post a Comment