Żurawiny kojarzą mi się z dzieciństwem i sklepem "Witamina", który znajdował się w Aleji Niepodłegłości. Zimą można w nim było zobaczyć żurawiny. Nikt w mojej rodzinie ich nie kupował, a mnie strasznie korciły te małe czerwone kuleczki. Któregoś dnia spróbowałam jedną. Miałam wtedy może 5, może 6 lat. Żurawina, choć śliczna była w smaku okropna - kwaśna i nie do jedzenia. Uznałam, że ten smakołyk nie jest dla mnie. Szczerze dziwiłam się tym, którzy je kupowali i zachwalali.
Lata później, na pierwsze święto dziękczynienia spędzane w Stanach, spróbowałam gotowy sos żurawinowy. Był gorzej niż paskudny. Po wyjęciu z puszki pojawił się galaretowaty walec - można było go kroić i nie robił dobrego wrażenia. Przypomniały mi się powidła śliwkowe z puszki, sprzedawane kiedyś w sklepach "Społem". Ktoś kto znał smak prawdziwych powideł, nigdy na nie nie spojrzał i nigdy mu one nie mogły smakować. Po raz kolejny uznałam więc, że żurawiny i sos żurawinowy są nie dla mnie.
November 30, 2014
Tortilla soup po raz drugi, czyli jak zagospodarować resztki po Święcie Dziękczynienia
Po każdym Święcie Dziękczynienia powstaje dylemat co zrobić z resztkami, których zawsze się nieco uzbiera. Nie pociągają mnie zupełnie przepisy na kanapki z indykiem czy zapiekanki zrobione ze wszystkiego co zostało. W tym roku postanowiłam więc spróbować zrobić zupę tortilla, wykorzystując pozostałe mięso indycze (przede wszystkim pierś, która u nas nie cieszy się wielką popularnością) i zupę dyniową. Był to strzał w dziesiątkę.
November 28, 2014
Marchewka z groszkiem
Kiedy mówię dzieciom, nie tylko moim własnym, ale i tym moim ze szkoły, że jeszcze nie tak dawno wiele produktów było prawdziwie sezonowych, to nie mogą mi uwierzyć. Jak to? Truskawek czy pomidorów nie było cały rok? Niemożliwe. A jednak.... To nie było wcale tak dawno. Pamiętam ten smak pierwszego pomidora po zimie - świeży i zwiastujący nadejście wiosny. Wiadomo było, że po tych nowalijkach, pojawią się pomidory gruntowe - piękne i kolorowe, pachnące i pełne smaku. Podobnie i inne warzywa i owoce. I właśnie w tamtych nie tak odległych dawnych czasach zimą, gdy nie było pomidorów czy ogórków, marchewka z groszkiem królowała u Babci. Robiła ją genialnie. Można ją było wyjadać łyżką z garnka. I nigdy nie było jej wystarczająco dużo. Pasowała do każdego niemal obiadu - z kulkami (pulpetami), z rybą i z każdym mięsem zrobionym przez Babcię.
U nas też marchewka z groszkiem pojawia się zimą. I zawsze pojawia się na obiedzie w Święto Dziękczynienia.
U nas też marchewka z groszkiem pojawia się zimą. I zawsze pojawia się na obiedzie w Święto Dziękczynienia.
November 27, 2014
Tort urodzinowy, czyli historia z happy endem
Zaczęło się od wielkich planów dotyczących tortu; niestety legły one w
gruzach wraz z biszkoptem orzechowym. Choć w smaku był pyszny, kruszył się tak,
iż nie sposób było go użyć. Robiłam w przeszłości torty orzechowe i nigdy nic takiego mi się nie przytrafiło. Nie wiem zupełnie jak i czemu tym razem wyszła taka klapa! Po chwili paniki, powstał plan zastępczy na
zrobienie tortu w dwie, góra dwie i pół godziny, zanim jubilat dotrze do domu.
W końcu miała być niespodzianka, a nie robienie tortu na jego oczach. W
ekspresowym tempie zostały zmielone orzechy laskowe i z przepisu na babkę z
blogu Moje wypieki upieczony nowy tort, a okruchy oryginalnego tortu miały posłużyć na stworzenie
warstwy środkowej, która dzięki kremowi trzymła się mocno. I tak też się
stało. Po 15 minutach, w piekarniku piekło się ciasto. Gdy tylko się upiekło,
stanęło przed uchylonym oknem, by rześkie listopadowe powietrze przyspieszyło
chłodzenie. W tym czasie powstawał krem. Po 2 godzinach, tort był gotowy, wraz
z dekoracją z obrazka, który niedawno przypadkowo zobaczyłam w programie z
pomysłami na dekorację biesiadnego stołu przygotowanego na Święto Dziękczynienia.
Stał na nim tort czy też ciasto udekorowane na prezent. Zainspirowało mnie to
do stworzenia własnego tortu-prezentu.
Zasadniczo radzę użyć całego blatu, a nie takich okruchów, ale.... Jak widać i katastrofę kulinarną można przemienić w kulinarny sukces, zwłaszcza, gdy uda się zachować zimną krew.
Zasadniczo radzę użyć całego blatu, a nie takich okruchów, ale.... Jak widać i katastrofę kulinarną można przemienić w kulinarny sukces, zwłaszcza, gdy uda się zachować zimną krew.
Happy Thanksgiving!
HAPPY THANKSGIVING!
W tym dniu nie mogło u nas zabraknąć tradycyjnego indyka, ani też zupy dyniowej, żurawin, marchewki z groszkiem, no i oczywiście kartofli zapiekanych z sosem śmietanowym i serem. To ten właśnie uroczysty obiad, przypomina nam, że jesteśmy przybyszami, którzy - jak miliony innych przed nami - wnieśli do Ameryki odrobinę siebie i swojej inności. Obchodzimy święto Dziękczynienia inaczej niż typowi Amerykanie, ale mamy już i swoje tradycje, które sprawiają, że lubimy ten dzień i to święto.
November 26, 2014
Smażona ryba z buraczkami, czyli powrót do przeszłości
Wśród
frymuśnych i wymyślnych dań, jakie teraz często jadamy nie bardzo zostało
miejsce na to, co kiedyś pojawiało się na naszych talerzach. Za każdym razem
jednak, kiedy zdarzy nam się zjeść coś takiego, okazuje się, że to wcale nie
jest złe. Oczywiście nie mówię tu o powrocie do polskiej kuchni z ciężkimi,
zawiesistymi i tłustymi sosami, furą kartofli służącą i jako wypełniacz, i jako
warzywo. Ale jest wiele potraw, które pamiętamy z dzieciństwa, które spokojnie
można jeść, bez obaw o to czy nam zaszkodzą, a które coraz rzadziej widać w
menu. Taką właśnie potrawą są buraczki czy dobrze usmażona ryba.
Obie kojarzą mi się z Babcią - u niej buraczki
bezsprzecznie były najlepsze. Robiła je ot, tak od niechcenia, zdawać by się
mogło, a smakowały wybornie. Podobnie ryba - zawsze była u Babci w piątek. Gdy
gawiedź narzekała na jakość ryb, na błękitki, mintaje i inne ryby dostępne w
sklepach, Babcia zawsze serwowała pyszną rybę - właśnie te błękitki, mintaje i
inne. Kupowała je w sklepie, który nazywała halą rybna i zawsze była zadowolona
z tego, co kupiła. A my z nią, bo nigdy nie było nic lepszego niż obiad u Babci
- nawet taki zwykły codzienny.
November 25, 2014
Gulasz à la boeuf bourguignon
Boeuf bourguignon to klasyka kuchni francuskiej. Chyba jedno z najbardziej rozpoznawalnych jej dań. Ale wymaga długiego przygotowania - w tym pieczenia. To wersja uproszczona, a smakowo naprawdę zbliżona. Idealnie pasuje z różnymi dodatkami - kartoflami, ryżem, kluskami czy po prostu z bagietką. Do tego
sałata - np. z gruszkami i ... voilà! Obiad
gotowy!
Przygotowując mięsko, można się skusić na drobne kłamstewko i podmienić wołowinę wieprzowiną. Według mnie - z dużą korzyścią dla efektu końcowego, ale to pewnie dlatego, że od jakiegoś czasu po prostu niespecjalnie przepadam za wołowiną.
November 22, 2014
Dekorowanie jedzenia
Dekorowanie jedzenie zdecydowanie nie jest moją mocną stroną. Rzekłabym, że jest wręcz moją piętą Achillesową. Tym bardziej na wszelkie przejawy talentu w tej dziedzinie patrzę z podziwem.
W czasie rejsu na Alaskę trudno było nie zauważyć dekoracji jedzenia - szczególnie Garden Cafe z tego słynęła i każdy bufet zawsze miał jakieś ciekawe aranżacje związane z tematem jedzenia. A więc, kiedy był dzień ryb i owoców morza, półmiski udekorowane były rybkami z owoców i warzyw. Wzbudzały podziw u wielu. A na koniec, kiedy cały dzień spędzaliśmy na oceanie, zafundowano nam pokazy przygotowywania takich dekoracji.
W czasie rejsu na Alaskę trudno było nie zauważyć dekoracji jedzenia - szczególnie Garden Cafe z tego słynęła i każdy bufet zawsze miał jakieś ciekawe aranżacje związane z tematem jedzenia. A więc, kiedy był dzień ryb i owoców morza, półmiski udekorowane były rybkami z owoców i warzyw. Wzbudzały podziw u wielu. A na koniec, kiedy cały dzień spędzaliśmy na oceanie, zafundowano nam pokazy przygotowywania takich dekoracji.
November 21, 2014
Ekwadorska zupa z kurczaka i ryżu, czyli aguado de gallina
Bardzo lubię obiady jednodaniowe, szykowane w jednym garnku. Dlatego ta zupa od razu wpadła mi w oko.
A poza tym jest chłodno i aż się prosi o dania dobrze rogrzewające. A zupy są do tego najlepsze. Ta zupa smakowała nam od samego początku, ale drugiego dnia zdecydowanie była lepsze. Dlatego waro zrobić ją na co najmniej kilka godzin przed podaniem.
Według mnie najmniej potrzebne w tej zupie są kartofle. To już kolejna potrawa rodem z Ekwadoru, w której występują kartofle, które ja bym co najmniej ograniczyła, o ile wręcz nie wyeliminowała. Jednak przynajmniej raz należy zrobić taką zupę zgodnie z przepisem, a potem modyfikować zgodnie z własnymi upodobaniami.
A poza tym jest chłodno i aż się prosi o dania dobrze rogrzewające. A zupy są do tego najlepsze. Ta zupa smakowała nam od samego początku, ale drugiego dnia zdecydowanie była lepsze. Dlatego waro zrobić ją na co najmniej kilka godzin przed podaniem.
Według mnie najmniej potrzebne w tej zupie są kartofle. To już kolejna potrawa rodem z Ekwadoru, w której występują kartofle, które ja bym co najmniej ograniczyła, o ile wręcz nie wyeliminowała. Jednak przynajmniej raz należy zrobić taką zupę zgodnie z przepisem, a potem modyfikować zgodnie z własnymi upodobaniami.
November 18, 2014
Przyprawa korzenna do pierników
Dzisiaj pierwszy raz w tym roku zapachniało w domu świętami. Nie mogło być inaczej - mieszając składniki tej przyprawy, pojawił się zapach pierników.
Niby można ją kupić - albo w Polsce, albo w sklepie ukraińskim czy polskim. Jednak nigdy nie pachnie ona tak inetensywnie i nigdy nie daje takiego smaku, jak ta zrobiona w domu.
A poza tym, na tę przyprawę jest pewnie tyle przepisów ile producentów i osób, które robią ją w domu. Każda ma inne składniki i inne ich proporcje. Zgodnie z upodobaniem smakowym. I właśnie na tym jej urok plega i dzięki temu każdy piernik jest smaczny inaczej.
Niby można ją kupić - albo w Polsce, albo w sklepie ukraińskim czy polskim. Jednak nigdy nie pachnie ona tak inetensywnie i nigdy nie daje takiego smaku, jak ta zrobiona w domu.
A poza tym, na tę przyprawę jest pewnie tyle przepisów ile producentów i osób, które robią ją w domu. Każda ma inne składniki i inne ich proporcje. Zgodnie z upodobaniem smakowym. I właśnie na tym jej urok plega i dzięki temu każdy piernik jest smaczny inaczej.
November 16, 2014
Chleb ze Sztokholmu
Sztokholm
- w którym byłam w 1988 roku - nie zapadł mi w pamięć jako miejsce, gdzie się je
pyszny chleb. A i Szwecja zupełnie nie kojarzy mi się z chlebem. Tylko z
risottem. Kiedy w 1989 roku byliśmy przez 5 tygodni w Goeteborgu, właśnie
risotto było naszym podstawowym posiłkiem - przede wszystkim, ze względu na to
jak tanio można je było przygotować. Firma, w której mieliśmy pracować, ogłosiła
bankructwo tuż po naszym przyjeździe i nie było oczywiste czy dostaniemy
jakiekolwiek pieniądze. Biednych studentów z Polski nie stać było na fikuśne
jedzenie. Oprócz puszek z paprykarzem szczecińskim i pasztetem z drobiu, trzeba było jeść coś jeszcze. Ruszyła więc kulinarna wyobraźnia i risotta o najróżniejszej
kombinacji i smakach. Ale każde danie było jednak risottem. Po kilku tygodniach
takiej diety na ryż nie mogłam patrzeć przez długi czas, zwłaszcza, że i w paprykarzu było więcej ryżu niż wszelkich innych dodatków. 😉
November 15, 2014
Zupa cebulowa
Najpierw były Troskliwe Misie, które za nic nie chciały jeść zupy cebulowej.
Potem była wycieczka do Paryża. Zaraz po przylocie ruszyliśmy zwiedzać miasto. Mieliśmy niecałą dobę na to, więc trzeba było się spieszyć. Katedra Notre Dame, spacer wzdłuż Sekwany i miajane atrakcje jak most z kłódkami czy stoisko z książkami, w tym Mikołajkiem. No i poszukiwanie wieży Eiffel'a, a potem Arc de Triomphe i Place de la Concorde. A w międzyczasie zupa jedzona w knajpce na Champs-Élysées. Z racji walki ze zmianą czasu i w błogim ciepełku restauracji, prawie wpadłam w nią nosem i przyznam, że nie do końca ją pamiętam. Musiała jednak być niezła, bo na talerzu nie zostało nic. Za to zostały wspomnienia i ze zwiedzania, i z bazarku świątecznego pachnącego to słodko, to wytrawnie w zależności od tego czy stanęło się przy stoisku z nugatami, makaronikami, kapustą czy pieczonymi kasztanami.
Latem była wycieczka na Alaskę; zupa cebulowa była absolutnym przebojem w naszej rodzinnej grupie, zwłaszcza, że w portach, do których zawijaliśmy, a także na statku wcale nie było tak bardzo gorąco. Zupę jadły nawet coponiektóre dzieci. A na końcu była mała knajpka Twsited Sistas' Cafe w Moab, Utah, gdzie pomimo upału zjedliśmy rewelacyjnie wyglądającą i smakującą zupę cebulową.
I tak oto zupa ta zagościła u nas w domu. Co prawda, ja nie przepadam za tą taplającą się w zupie grzanką i zdecydowanie wolałabym ją w obok. Ale skoro Francuzi tak sobie zażyczyli, nie ma rady - grzanka powinna pływać - choć ten jeden raz.
Potem była wycieczka do Paryża. Zaraz po przylocie ruszyliśmy zwiedzać miasto. Mieliśmy niecałą dobę na to, więc trzeba było się spieszyć. Katedra Notre Dame, spacer wzdłuż Sekwany i miajane atrakcje jak most z kłódkami czy stoisko z książkami, w tym Mikołajkiem. No i poszukiwanie wieży Eiffel'a, a potem Arc de Triomphe i Place de la Concorde. A w międzyczasie zupa jedzona w knajpce na Champs-Élysées. Z racji walki ze zmianą czasu i w błogim ciepełku restauracji, prawie wpadłam w nią nosem i przyznam, że nie do końca ją pamiętam. Musiała jednak być niezła, bo na talerzu nie zostało nic. Za to zostały wspomnienia i ze zwiedzania, i z bazarku świątecznego pachnącego to słodko, to wytrawnie w zależności od tego czy stanęło się przy stoisku z nugatami, makaronikami, kapustą czy pieczonymi kasztanami.
Latem była wycieczka na Alaskę; zupa cebulowa była absolutnym przebojem w naszej rodzinnej grupie, zwłaszcza, że w portach, do których zawijaliśmy, a także na statku wcale nie było tak bardzo gorąco. Zupę jadły nawet coponiektóre dzieci. A na końcu była mała knajpka Twsited Sistas' Cafe w Moab, Utah, gdzie pomimo upału zjedliśmy rewelacyjnie wyglądającą i smakującą zupę cebulową.
I tak oto zupa ta zagościła u nas w domu. Co prawda, ja nie przepadam za tą taplającą się w zupie grzanką i zdecydowanie wolałabym ją w obok. Ale skoro Francuzi tak sobie zażyczyli, nie ma rady - grzanka powinna pływać - choć ten jeden raz.
November 13, 2014
Pocztówka z Poczdamu i grochówka z grzankami
Może to i śmieszne, ale grochówka wywołuje u mnie dwa wspomnienia. Jedno to, gdy z okazji Dnia Dziecka pojechaliśmy na wycieczkę od mamy z pracy na poligon w Górze Kalwarii. Była ciepła czerwcowa sobota. Zdecydowanie nie była to pogoda na jedzenie grochówki, tylko lodów lub deserów owocowych. Ale takich na poligonie nie dawano - nawet dzieciom.😉 Uraczono więc nas wojskową grochówką, nalewaną z wielkiego gara olbrzymią chochlą.
Drugie wspomnienie, jest zgoła inne. Był grudniowy dzień. Słoneczny i mroźny. Kończył się nasz pobyt w Berlinie. Do zwiedzenia został tylko pałac Charlottenburg - największy w Berlinie i jedyny ocałały pałac rodziny królewskiej, pamiętający czasy Hohenzollernów. A potem już tylko Poczdam, Sanssouci i Schloss. Każdy z pałacy bardzo nam się podobał, podobnie jak i spacer po parku łączącym Sansouci i Schloss. I choć zwiedzenie wnętrz pałacy musieliśmy zostawić na następny raz, to jednak warto było zobaczyć je z zewnątrz. Ale zimno zrobiło swoje. Po spacerze było mi tak zimno, że nic nie było w stanie mnie rozgrzać. Jak rzadko kiedy - zawsze raczej narzekam na przegrzanie. Ale nie tym razem. Byłam po prostu przemarznięta do szpiku kości. Krótko po wjeździe do Polski zjechaliśmy na stację benzynową. Był przy niej bar, a w nim jedyną zupą była grochówka. A w zasadzie jej nędzna resztka. Ledwie starczyło na jeden talerz. Ale .... Była naprawdę niezła, a przede wszystkim gorąca. Sprawiła, że wreszcie zrobiło mi się ciepło.
Drugie wspomnienie, jest zgoła inne. Był grudniowy dzień. Słoneczny i mroźny. Kończył się nasz pobyt w Berlinie. Do zwiedzenia został tylko pałac Charlottenburg - największy w Berlinie i jedyny ocałały pałac rodziny królewskiej, pamiętający czasy Hohenzollernów. A potem już tylko Poczdam, Sanssouci i Schloss. Każdy z pałacy bardzo nam się podobał, podobnie jak i spacer po parku łączącym Sansouci i Schloss. I choć zwiedzenie wnętrz pałacy musieliśmy zostawić na następny raz, to jednak warto było zobaczyć je z zewnątrz. Ale zimno zrobiło swoje. Po spacerze było mi tak zimno, że nic nie było w stanie mnie rozgrzać. Jak rzadko kiedy - zawsze raczej narzekam na przegrzanie. Ale nie tym razem. Byłam po prostu przemarznięta do szpiku kości. Krótko po wjeździe do Polski zjechaliśmy na stację benzynową. Był przy niej bar, a w nim jedyną zupą była grochówka. A w zasadzie jej nędzna resztka. Ledwie starczyło na jeden talerz. Ale .... Była naprawdę niezła, a przede wszystkim gorąca. Sprawiła, że wreszcie zrobiło mi się ciepło.
November 12, 2014
Ciasteczka serowe
Te ciasteczka zmyliły niejednego, którzy myśleli, że są zrobione z ciasta francuskiego. A tymczasem to jeden z prostszych przepisów na ciasteczka jakie mam. Ciasteczka zrobiła kiedyś Krysia, kiedy u nas była. Potem już na dobre zagościły w naszym domu. Niestety mają jedną wadę - każda ich ilość jest zbyt mała. Szczególnie gdy są świeże, niemalże same wchodzą do buzi. 😉
Krysia mi mówiła, że w Polsce robi je z serka homogenizowanego. Tutaj zastąpiłyśmy go jogurtem grecki Fage, który go do złudzenia przypomina.
Krysia mi mówiła, że w Polsce robi je z serka homogenizowanego. Tutaj zastąpiłyśmy go jogurtem grecki Fage, który go do złudzenia przypomina.
November 08, 2014
Coq au vin - kurczak w winie
Coq au vin robiła na obiad Julia Żak - w ramach oswajania Toleczka. Gdy czytałam pierwszy raz "Szóstą klepkę" Małgorzaty Musierowicz, oczywiście nie miałam pojęcia co to za potrawa - oprócz tego, że z kuchni francuskiej. Wydwała mi się taka dostojna i elegancka....W końcu jednak kiedyś nadszedł czas spróbowania jej i stwierdzenia, że to po prostu dobrze doprawiony kurczak w winie. Ale sentyment pozostał na zawsze.
Subscribe to:
Posts (Atom)