Wśród
frymuśnych i wymyślnych dań, jakie teraz często jadamy nie bardzo zostało
miejsce na to, co kiedyś pojawiało się na naszych talerzach. Za każdym razem
jednak, kiedy zdarzy nam się zjeść coś takiego, okazuje się, że to wcale nie
jest złe. Oczywiście nie mówię tu o powrocie do polskiej kuchni z ciężkimi,
zawiesistymi i tłustymi sosami, furą kartofli służącą i jako wypełniacz, i jako
warzywo. Ale jest wiele potraw, które pamiętamy z dzieciństwa, które spokojnie
można jeść, bez obaw o to czy nam zaszkodzą, a które coraz rzadziej widać w
menu. Taką właśnie potrawą są buraczki czy dobrze usmażona ryba.
Obie kojarzą mi się z Babcią - u niej buraczki
bezsprzecznie były najlepsze. Robiła je ot, tak od niechcenia, zdawać by się
mogło, a smakowały wybornie. Podobnie ryba - zawsze była u Babci w piątek. Gdy
gawiedź narzekała na jakość ryb, na błękitki, mintaje i inne ryby dostępne w
sklepach, Babcia zawsze serwowała pyszną rybę - właśnie te błękitki, mintaje i
inne. Kupowała je w sklepie, który nazywała halą rybna i zawsze była zadowolona
z tego, co kupiła. A my z nią, bo nigdy nie było nic lepszego niż obiad u Babci
- nawet taki zwykły codzienny.
2-3 łyżki śmietany
sól
cukier
sok z cytryny
dorsz w filetach
1 jajko
bułka tarta
sól
olej do smażenia
Buraki umyć i ugotować w całość. Obrać i zetrzeć na
najdrobniejszej tarce. Można też przepuścić przez maszynkę z drobnym sitkiem.
Podgrzewając na małym ogniu, doprawić solą i odrobiną cukru oraz sokiem z
cytryny. Dodać 2-3 łyżki śmietany. Buraczki powinny
"zabulgotać".
Dorsza umyć. Jeśli jest w dużych kawałkach, poporcjować
na mniejsze. Posolić i zostawić na mniej więcej pół godziny.
Jajko roztrzepać w całości. Każdy kawałek dorsza obtaczać
w jajku, a następnie w bułce tartej, po czym kłaść na patelnię z rozgrzanym
olejem. Smażyć ze wszystkich stron tak by powstała chrupka skórka.
No comments:
Post a Comment