Kiedyś, dawno temu, w zamierzchłych latach siedemdziesiątych, tata był na obiedzie służbowym w hotelu Victoria. W tamtych latach Victoria była jednym z najbardziej luksusowych hoteli w Warszawie i wręcz Polsce. Przy wejściu stali panowie, dość skutecznie utrudniający wejście do hotelu. Cały więc jego luksus i czar można było podziwiać zza przydymionych okien lub z tego co się wypatrzyło przechodząc obok automatycznie otwierających się drzwi. Czyli niewiele. Nic więc dziwnego, że byliśmy strasznie ciekawi co dostał na obiad w tak luksusowym miejscu. Okazało się, że golonkę, nad którą się później rozpływał w swojej opowieści. Niewiele mi to danie mówiło, bo w domu nie jadaliśmy golonki. Dopiero po latach przyszło mi jej spróbować, zwłaszcza, że w latach osiemdziesiątych, w największym kryzysie doszłam i do tego, że nabyłam ćwiartkę świni, a z nią pierwszą golonkę do zrobienia.
Tym razem golonkę zrobiłam bez dodatków - po prostu upiekłam. Oczywiście po jej przygotowaniu, czyli nasmarowaniu solą, pieprzem i czosnkiem. Tak doprawioną lubię najbardziej. Pieczenie sprawiło, że sporo tłuszczu się wytopiło z golonki, a mięso było mięciutkie i wręcz rozpływało się w ustach. Ale jak to bywa z golonką mimo wszystko była jednak dość ciężka i nie można było jej zjeść zbyt dużo.
golonka
sól
pieprz
czosnek
olej do pieczenia
Wieczorem, przed pieczeniem, golonkę lub golonki natrzeć solą i pieprzem oraz zmiażdżonym czosnkiem, nakryć, by nie obeschły i zostawić na noc w chłodnym miejscu.
Następnego dnia, nagrzać piekarnik do 450 F/230 C. Golonki lekko zrosić olejem i ułożyć w naczyniu do pieczenia. Wstawić do nagrzanego piekarnika i piec ok. 20 minut. Następnie zmniejszyć temperaturę do 375-380 F/185-190 C i dopiec golonki do miękkości.
Podawać z pieczywem lub kopytkami i duszoną kapustą. Podobno też zawsze z dobrze schłodzoną czystą wódką lub chociaż zimnym piwem.😉 Ja akurat tego nie uważam za konieczne, ale .... De gustibus non disputandum est, jak to mawiali starożytni Rzymianie.
No comments:
Post a Comment