Niby już nie zima, a jeszcze nie wiosna. Pogoda zrobiła się znacznie lepsza, a nawet gdy w ciągu dnia jest ciepło, wieczorem robi się zimno, przypominając nam, że jeszcze musimy poczekać na w pełni ciepłe dni. Wtedy, po wieczornym spacerze, ciepła i aromatyczna herbata najlepiej nas rogrzewa. A jeśli do niej podamy jakieś domowe wypieki, to już nie pozostaje nam nic innego, jak tylko się podelektować takimi pysznościami.
Herbatę szefa wprowadziła do naszego domu koleżanka. Nie do końca pamiętam kim był szef - kimś na Uniwersytecie Warszawskim, co przypomniało mi najpyszniejsze herbaty, kupowane w późnych latach osiemdzisiątych, u pani szatniarki na w Instytucie Filozofii. Nie wiem jak ona to robiła, bo przecież wtedy nie było w Polsce dostępu do tak różnych herbat jak teraz, ale te herbaty były mocne, gorące i podawane niemal od ręki. Zimą rozgrzewały zmarzniętych studentów, którzy przyszli na zajęcia lub do biblioteki Wydziału Filozofii i Socjologii. Chyba nawet pozwalano nam z herbatą wchodzić do czytelni, ale głowy za to nie dam. 😉 Wracając jednak do znacznie bardziej fikuśnej herbaty szefa, to jest ona przepyszna - z dodatkiem owoców, goździków i soku malinowego. Ale asbolutnym przebojem stała się jej wersja zmodyfikowana, po tym jak dostałam w prezencie herbatę z dodatkiem esencji pomarańczowej i cynamonu. Pomijam wówczas goździki, by nie przedobrzyć z przyprawami.
1 saszetka mocnej dobrej herbaty
1 plasterek jabłka (używam suszonych Fuji)
1 plasterek pomarańczy w skórce
1 plasterek cytryny
sok malinowy do posłodzenia
2 goździki
W dobrze wygrzanym kubku umieścić herbatę i plasterek jabłka. Zalać wrzątkiem, nakryć talerzykiem i pozwolić się zaparzyć przez ok. 3 minuty. Wyjąć saszetkę, dodać pozostałe składniki i sok malinowy do smaku. Pozwolić się jeszcze chwilę parzyć.
No comments:
Post a Comment