May 20, 2023

#31 Kulinarnie po Seattle i okolicy - Place Pigalle Restaurant and Bar

Zupełnie przypadkowo trafiliśmy do tej restauracji. Przed wyjściem do opery, chcieliśmy zjeść coś francuskiego - wszak La Traviata, choć skomponowana przez Włocha, rozgrywa się w Paryżu i okolicach. Ot, taki nieszkodliwy snobizm. 😉 Ponieważ restauracja, którą chcieliśmy odwiedzić miała tego dnia zamkniętą imprezę, zaczęliśmy szukać alternatywy. Przyznam, że nie byłam zachwycona lokalizacją - centrum Seattle nie jest dobrym miejscem do parkowania i próba znalezienie sensownego miejsca potrafi zabrać czas i zniszczyć przyjemność wyjścia do restauracji. Ale w sumie nie było tak źle. No i samą wizytę w Place Pigalle uważam za jedno z lepszych doświadczeń kulinarnych ostatnich tygodni czy nawet miesięcy.



 Restauracja znajduje się na dolnym poziomie Pike Place Market/Public Market. Z jej okien widać nawet tył znaku i schody do kolejnych niższych poziomów. Z drugiej strony, widok rozpościera się na Eliott Bay, góry Olympic i sąsiadujący z restauracją Ferris Wheel. Przy ładnej pogodzie, można tu podziwiać mieniącą się wodę, wyspy, góry i pływające po zatoce statki, żaglówki i łódki oraz promy przypływające do Seattle. 

Ciekawa jest historia tego miejsca. Kiedyś pod Place Pigalle mieścił się hotel, Cliff House Hotel, wybudowany na początku XX w. Już wcześniej, w czasach gorączki złota, znajdowała się tutaj gospoda - Lotus Inn. W czasach prohibicji można było w niej nielegalnie kupić alkohol, a po zniesieniu prohibicji,  powstała tu tawerna z już legalnie sprzedawanym alkoholem. W okresie drugiej wojny światowej, kiedy Pike Place Market opustoszał, a ponad 80% jego powierzchni zwolniło się po internowaniu osób pochodzenia japońskiego, Nellie Curtis kupiła hotel Outlook, znajdujący się w sąsiedztwie Lotus Inn, wyremontowała go, zmieniła nazwę na LaSalle i uczyniła go najbardziej znanym w Seattle ... burdelem. No i to chyba właśnie tłumaczy nazwę restauracji. 😉 Po wojnie, Nellie sprzedała swój biznes, a nowa właścicielka, Dorothy Horn zmieniła jego nazwę na Place Pigalle, znaną nam dzisiaj. Kolejny właściciel, Gary Ward, zmienił charakter Place Pigalle początkowo na klub jazzowo-bluesowy, a pod koniec lat siedemdziesiątych  na restaurację, serwującą jedzenie przygotowane z lokalnych produktów sprzedawanych na Pike Place Market. Kiedy restauracja przeszła w ręce kolejnego właściciela, Billa Franka, nabrała ona stylu, który możemy podziwiać dzisiaj i na który od razu zwróciłam uwagę. I chociaż nutą przewodnią Place Pigalle jest kuchnia francuska, to niewątpliwie nie da się nie zauważyć wpływów kuchni lokalnej naszego rejonu. 


Już od wejścia wiadomo, że weszło się do francuskiej knajpki. Mała, przytulna i urządzona tak, jak te, które można odwiedzić we Francji czy nawet zobaczyć na francuskich filmach. Na sali doliczyłam się 15 stolików na 2-4 osób. Na podwyższeniu przy barze siedziało kilka osób, ale z mojego miejsca nie umiałam  ocenić ile było tam stolików. 

 


Gości witają stoły nakryte śnieżnobiałymi obrusami. Na każdym stoliku, w maleńkim wazonie stały kwiatki. To właśnie zasługa B. Franka, który je wprowadził do Place Pigalle, nadając restauracji elegancji i klasy. 




Moje oko przyciągnęły również i krzesła - takie stare, drewniane, tradycyjne. Rzec by można nawet swojskie - ileż to razy można było takie same krzesła zobaczyć we francuskich filmach czy wręcz nawet w naszych polskich domach. 


 

No i drewniany wieszak, stojący przy wejściu, na którym można było sobie powiesić kurtkę czy płaszcz. 


Jak to często bywa, pierwsze dotarły do nas drinki. Nie były to klasyczne aperitify, na podbicie apetytu, ale równie smaczne. 


Cafe sotol (tequila, Kahlúa i crema de sotol) oraz Champs-Élysées (Brandy, żółte Chartreuse, cytryna i Angostura).


Na przystawkę wzięliśmy bagietkę z masłem. Ciepła i chrupiąca zniknęła momentalnie, choć miała też towarzyszyć zupom. 😉



Zupa cebulowa była najlepszą jaką dotychczas jadłam. Na górze zapieczone pieczywo i ser gruyère, cudnie ciągnący się przy każdym wynurzeniu łyżki. Przyznam, że tak dobrej nie jadłam nawet w Paryżu. 


Zupy typu clam chowder (zupa z mięczaków) lubiłam od kiedy tylko pierwszy raz spróbowałam jej. Ta, zabarwiona dodatkowo szafranem, była przepyszna - nie za gęsta, nie za rzadka, z właściwą ilością dodatków - małż, warzyw i kartofli. Dokładnie taka jak powinna być. 


Na drugie danie zamówiliśmy confit z kaczki oraz pasztet z wątróbek kaczych i króliczych. Zasadniczo jest przystawka, ale po tak solidnym talerzu zupy nie było szansy by zmieścić jeszcze pełne danie. Mięso kaczki było miękkie i bardzo dobrze doprawione;  skórka dla odmiany była chrupiąca. Podana była na białej fasoli z dodatkiem wieprzowych kiełbasek oraz  mirepoix, czyli confit warzywny. Dzięki temu, że warzywa są długo gotowane w tłuszczu o niskiej temperaturze, są one lekko miękkie i lekko słodkawe, a nie karmelizowane. 


Pasztet był bardzo dobry - na podpieczonej bagietce z dodatkiem sałat, kaparów  i jabłka smakował wyśmienicie. Jedyne co - moim zdaniem - nie pasowało do tej kombinacji to musztarda dijon. Jednak ta była podana z boku i spokojnie można było jej nawet nie dotykać. 


Ten obiad pozostawił w nas miłe uczucie smacznego zaspokojenia apetytu. Place Pigalle jest z pewnością restauracją, do której chętnie wrócę. Jedynie z przyczyn czasowych nie zdołaliśmy spróbować deseru, mimo iż crème brûlée idealnie dopełniłby całości. Polecam ją każdemu, kto jest chętny do spróbowania kuchni francuskiej. 

UWAGA! Koniecznie trzeba zrobić rezerwację, szczególnie w weekend lub dni kiedy może być większy ruch. Inaczej nawet nie ma co marzyć o miejscu. 


Place Pigalle Restaurant and Bar
81 Pike St, Pike Place Market
Seattle, WA 98101

Print Friendly and PDF

No comments:

Post a Comment