February 23, 2024

#37 Kulinarnie po Seattle i okolicy - Cedar + Elm w The Lodge at St. Edward State Park

Do Cedar+Elm w The Lodge at St. Edward State Park trafiliśmy dość przypadkowo. Wcale nie planowaliśmy wizyty w tej restauracji, ale zostaliśmy zaproszeni. Zasadniczo od lat stosujemy zasadę, że w hotelach się śpi, a nie je i to miejsce jest według mnie przykładem tego. Nie było źle, ale brakuje mu czegoś co nazwałabym duszą i charakterem. W restauracji praktycznie nikogo nie było oprócz nas, a echo się niosło po korytarzach przy każdym postawionym kroku. Wszystko zdawało się być sterylne i puste. Również i jedzenie, które nie wyróżniało się niczym i zdecydowanie potrzebowało dodania mu przypraw, które podkreśliłyby unikalność serwowanych potraw, jak i wydobyło ich naturalny smak.

Cedar+Elm znajduje się w hotelu, The Lodge, a ten z kolei jest na terenie parku St. Edwards w Kirkland. Okolica jest malownicza, a dookoła mnóstwo szlaków do wędrówek krótszych lub dłuższych. Budynek The Lodge jest piękny i przestronny. W latach 1931-1976 mieściło się tutaj seminarium duchowne św. Edwarda. Jego budynek został zaprojektowany przez znaną pracownię architektów, John Graham & Company, której architekci projektowali wiele budynków w Seattle, w tym  Space Needle. Po zamknięciu seminarium, jego teren został sprzedany stanowi i powstał tu park stanowy (St. Edward State Park). Stało się tak przede wszystkim dlatego, że ówczesny arcybiskup Seattle, 
Raymond Hunthausen zdecydowanie preferował takie jego przeznaczenie ze względu na urokliwość tego miejsca. Jako park stanowy byłoby ono dostępne dla wszystkich, podczas gdy sprzedanie go w ręce prywatne mocno ograniczyłoby możliwości zwiedzania. W 2017 roku nastąpiła ogromna modernizacja samego budynku seminarium. W jej wyniku, pokoje studenckie przerobiono na pokoje hotelowe, klasy i sale wykładowe stały się pokojami konferencyjnymi, zaś stołówka restauracją i barem. Na terenie posesji znajduje się restauracyjny ogródek warzywno-ziołowy, z którego mają w sezonie pochodzić wszelkie dodatki do serwowanych dań.

Nie byłam w pokojach hotelowych i konferencyjnych, ale przyznam, że sam budynek jest imponujący, choć według mnie dość zimny. Idąc jednym z korytarzy, miałam wrażenie, że jestem w muzeum. Być może kiedyś The Lodge zatętni życiem - w czasie naszej w nim wizyty, mieliśmy jednak wrażenie, że poza obsługą jesteśmy praktycznie jedynymi gośćmi. 

Restauracja nie ma zbyt dużego menu. Całe składało się z nie więcej niż około 15 opcji - włączając w to i przystawki, i dania obiadowe, i desery. My zaczęliśmy od przystawki, którą były frytki z sosami i chleb typu flatbread z masłem. Jakby to powiedział Joey z Friends na rozgrzanie żołądka przed zasadniczym daniem. Frytki były idealnie usmażone, przez co bardzo smaczne, a chleb przypominał  i smakiem, i wyglądem brzegi pizzy lub pizzę bez dodatków. 



Do obiadu zamówiliśmy drinki - Lady of the Lakeside i Confessor's old fashion. 


Drugie danie było większe - w końcu było nas kilka osób. Zamówiliśmy pieczony kalafior, czyli kotlet z kalafiora z dodatkami takimi jak grzyby i orzechy pini. 


Kolejna propozycja to sznycel wieprzowy - smażony w panierce, niczym prawdziwy wiedeński sznycel, choć podany w zupełnie inny sposób z sosem, a nie ćwiartkami cytryny. Sznycel nie był zły, choć przydałyby się dodatki do niego - np. frytki i jakaś surówka. Być może są to oczekiwania na podstawie doświadczeń europejskich, ale zdecydowanie tak lepiej smakuje. 


Kolejne danie to pieczony halibut. Był on serwowany bez żadnych dodatków (jeśli nie liczyć dekoracyjnych kwiatków), co sprawiło, że wśród tych tzw. większych potraw był raczej średnim daniem. Halibut, którego uważam za wspaniałą rybę, która może zachwycić smakiem, tu był całkowicie pozbawiony tego uroku. 


Nie zabrakło też tradycyjnego burgera podanego wraz z frytkami. 


Na deser espresso z crème brûlée z matchą. 


Jak widać mieliśmy okazję spróbować kilku różnych dań. Nie były złe, ale też nie zachwycały. Smakowo nie wybijały się niczym specjalnym i raczej były mdłe. Zupełnie jakby kucharz nie miał do dyspozycji żadnych przypraw, nawet soli, i nie miał jak ich doprawić.   W sumie najlepsze były frytki i chleb podany na przystawkę. Crème brûlée przyznam mocno mnie rozczarował - zamiast kremowej, budyniowej konsystencji bardziej przypominał twarożek. Tak, na wierzchu miał typową skorupkę z przypalonego cukru, ale to chyba było jedynym podobieństwem do oryginału. 

Początkowo myślałam, że skromne menu, pustki w restauracji i nie do końca według mnie dopracowane dania to kwestia zmiany szefa kuchni -  akurat trafiliśmy tutaj, gdy nastąpiła zmiana. Praktycznie we wszystkich lokalnych mediach mówiono i pisano o tym, że Luke Kolpin został szefem kuchni w Cedar+Elm. Przyznam, że niewiele mi to mówiło, bo nie jestem aż tak obeznana w światku szefów kuchni i pojawienie się nowego szefa nie było przyczyną naszej wizyty w tej restauracji; ot, po prostu tak się złożyło. Ale... Wnioskując z ocen internetowych, nie jest to ta kwestia. Najlepiej prezentują się dania śniadaniowe i chyba one zdobywają największą popularność. Zgodnie z ostatnią modą, można też wybrać się do Cedar+Elm na popołudniową herbatę, serwowaną wraz z różnymi przekąskami wytrawnymi i słodkimi. 

Podsumowując, nie jest to miejsce do którego pragnę wrócić. Nie działo się tu nic złego, ale ze względu na jego przeciętność, wolę wybrać się tam, gdzie jedzenie i atmosfera zdecydowanie bardziej przypadły mi do gustu.








Cedar+Elm at The Lodge at St. Edward State Park
14477 Juanita Dr NE
Kenmore, WA 98028
(425) 321-1580
thelodgeatstedward.com
Print Friendly and PDF

No comments:

Post a Comment