Swego czasu Babcia Irena miała zrobić szarlotkę. Nota bene na jakieś rodzinne spotkanie. Kiedy zabrała się za robienie ciasta, okazało się zapomniała kupić ... jabłka. A że miała w domu śliwki, zamiast szarlotki zrobiła śliwotkę. Jeszcze tego samego dnia została ona nazwaną przez samą Babcię sklerotką. Oczywiście było sporo śmiechu, ale w sumie to wcale źle nie wyszliśmy na tej podmianie, bo ciasto było pycha. Było to dawno temu. Nie ma już Babci ani wielu innych osób, które tego dnia się śmiały zajadając śliwotką-sklerotką. Nie ma też i oryginalnego przepisu Babci, bo nigdy go nie dostałam; wszystko to działo się w czasach, gdy gotowanie czy pieczenie zupełnie nie chodziło mi po głowie. Sklerotkę więc robię po swojemu - wykorzystując przepis na szarlotkę. I nie jest to ważne, bo i moja szarlotka jest smaczna. Ale za każdym razem gdy ją robię w tej właśnie wersji ze śliwkami, przypomina mi się ta stara historia rodzinna.
3 szklanki mąki
3 szklanki mąki
3 pałki (ok. 330 g) masła w temperaturze pokojowej
6 jajek
½ szklanki + 4 łyżki cukru - używam własnej produkcji waniliowego
1½ łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżeczka cynamonu
2.5 lb/ok. 1 kg śliwek - węgierki (Italian prunes lub Presidents)
Oddzielić żółtka od białek. Do dużej miski wrzucić żółtka, mąkę, masło, proszek i 4 łyżki cukru. Rękami lub przy użyciu miksera wyrobić ciasto. Połową ciasta wykleić formę, a drugą zawinąć w folię. Formę i drugą połowę ciasta wstawić do lodówki na ok. 2 godziny.
W tym czasie umyć i wypestkować śliwki. Ciasto na formie ponakłuwać w kilkunastu miejscach widelcem. Można podpiec przez 15 minut. Na wierzchu położyć śliwki pokrojone na połówki lub ćwiartki.
Zachowane białka z jajek ubić na sztywną pianę. Pod koniec ubijania dodać pół szklanki cukru i chwilę miksować na wolniejszych obrotach, aż masa się zagęści. Pianę wyłożyć na śliwki, a całość posypać drugą połową ciasta startego na tarce o grubych oczkach.
No comments:
Post a Comment