Za domem na Dąbrowskiego rosła grusza. Dziwna była, bo bardzo późno miała owoce nadające się do jedzenia. Może dlatego, że za domem był cień i biedna nie miała zbyt dużo słońca by dojrzeć na czas. A może po prostu taka była odmiana. Z drugiej strony, w czasach gdy owoce sezonowe oznaczało, że gruszki jadło się tylko późnym latem i jesienią, taka dziwna grusza miała swój urok. Babcia zbierała gruszki przed pierwszymi mrozami i trzymała je w swoim pokoju aż dojrzały. I wtedy, gdy nikt już nie pamiętał jak smakują gruszki, zwykle jakoś niedługo przed świętami, dawała nam świeże gruszki. Jakie one były pyszne!
Teraz, gdy szykuję kompot z suszonych śliwek, przypomniały mi się te gruszki. Po troszę dlatego, że często robi się go z dodatkiem gruszek suszonych. A ja daję świeże, choć nie takie jak te które miała Babcia.
Kompot najbardziej lubił tata. Zawsze pierwszy był do jedzenia go - razem z owocami. Przyznam, że ja wolę sam płyn, bo nie specjalnie lubię rozgotowane owoce z kompotu. Taki chłodny, naturalnie słodki kompot, o specyficznym smaku suszu ma swój niepowtarzalny urok, szczególnie, gdy popija się go w pokoju oświetlonym tylko światełkami choinki, gdy wokół panuje cisza, a w tle grają cichutko kolędy.
250 g gruszek suszonych (lub świeżych)
250 jabłek suszonych
cytryna w plasterkach
W dużym garnku owoce zalać 3.5 litrami wody. Zagotować, po czym zmniejszyć płomień i gotować około 20 minut. Zostawić do ostygnięcia. Gdyby kompot był zbyt gęsty i esencjonalny, można go lekko rozcieńczyć dodając nieco więcej wody, ale niezbyt dużo, gdyż powinień on być esencjonalny. Kompot warto ugotować dzień przed wigilią - wtedy nabiera wspaniałego aromatu wyciągając z owoców wszystko co najlepsze.
Chłodny kompot przelać wraz z częścią owoców do dużej salaterki do ponczy i kompotów. Wrzucić kilka plasterków cytryny. Podawać wraz z owocami - zwłaszcza śliwkami.
No comments:
Post a Comment