W drugi dzień świąt byliśmy w Częstochowie z wizytą u cioci Heni i Oli. Przyjęto nas po królewsku. Na stole co rusz pojawiały się smakołyki - śledzie, mięsa pieczone, grzybki marynowane cioci Lali, barszczyk, uszka, paszteciki i wiele innych rzeczy. Od początku wiedziałam, że uwieńczeniem tej uczty będzie piernik staropolski. Po prostu nie mogło go zabraknąć. Nie wyobrażam sobie, by w święta ciocia i Ola nie podały tego specjału.
Ciocia Henia i Ola są dla mnie absolutnie mistrzyniami pieczenia piernika staropolskiego. Kilka razy sama piekłam ten piernik, ale nigdy nie wyszedł mi tak dobrze jak im. Ich piernik po prostu rozpływa się w ustach i smakuje jak żaden inny. Piernik jest przekładany nie tylko powidłami, ale i kremem orzechowym. Na wierzchu polany jest polewą czekoladową. Wszystko to komponuje się w doskonałe wręcz ciasto.
Zabrało mi wiele czasu, by i mój piernik mnie zadowolił. Szczerze mówiąc to już chciałam zrezygnować z jego robienia, ale dałam mu jeszcze jedną szansę. I w końcu się udał! Wyszedł dokładnie taki jak powinien być - miodowy, ale nie za słodki, korzenny, rozpływający się w ustach.