Zaczęło się od wycieczki zakończonej niefortunnie wypadkiem, gdy sarna wyskoczyła mi pod koła. Ułamek sekundy. Wcześniej widziałam sarny przy drodze - był zachód słońca i wiadomo było, że zwierzyna po upalnym dniu idzie do wodopojów. Wydawało by się, że uważałam, że w samochodzie byli i inni - w sumie 5 kierowców, a jednak! Samochód, na pierwszy rzut oka, choć pokiereszowany, nadawał się do dalszej jazdy. Po chwili, okazało się, że nie... Ewidentnie uderzenie zniszczyło chłodnicę i samochód się przegrzewał. Byliśmy na odludziu. Na szczęście jednak był zasięg i byłam w stanie wezwać pomoc drogową. Ale pandemia robi swoje. Pomoc nie mogła nas wziąć do kabiny kierowcy - musiał przyjechać taki samochód, by wziąć nas na lawetę z pasażerami w środku. Trzy godziny czekaliśmy na poboczu, w kompletnej ciemności, włączając światła awaryjne, gdy na horyzoncie pojawiał się samochód. I właśnie dzięki tej ciemności i oddaleniu od cywilizacji, no i oczywiście sprzyjającym warunkom pogodowym i nie tylko, widzieliśmy najpiękniejsze nocne niebo! Pełne gwiazd, z wyraźnie widoczną Drogą Mleczną. Czegoś takiego nie widziałam nigdy w życiu! Było to coś niesamowitego! Zupełnie, jakby natura chciała nam wynagrodzić to, co się stało wcześniej. No a później była szalona jazda na lawecie, bo kierowca gnał jak wariat, a my czuliśmy się jak na rollercoasterze. Następnego dnia, przyjaciółka Ania przyjechała do nas do Wenatchee do hotelu - zabrać część z nas i bagażnik z dachu. Ja zostałam z pannami w hotelu, czekając na to, aż kolejnego dnia P. przyjedzie po nas naszym drugim samochodem. No ale, nawet w trudnych sprawach trzeba znaleźć pozytywy. Z Anią miałyśmy sporo czasu by pojeździć wśród straganów owocowych ulokowanych między Wenatchee i Chelan, wzdłuż rzeki Columbia i do domu zjechaliśmy z wielkim pudłem moreli. Potem jeszcze okazało się, że coraz częściej można kupić wiśnie, takie fajne, prawdziwe, kwaśne. No i szaleństwo się zaczęło.
Ta tarta stała się absolutnym przebojem tego lata! Robiłam ją tyle razy, że nawet nie zliczę tego. Z samymi morelami, z morelami i wiśniami, z brzoskwiniam, z brzoskwiniami i wiśniami. Każda kombinacja była przepyszna i szybka w wykonaniu. Ciasto nie musi długo dochodzić do siebie w lodówce. W tym czasie szykujemy resztę składników i ciasto gotowe do pieczenia. No a krem migdałowy! Temu się mało kto oprze. On nadaje smak tej tarcie i czyni ją eleganckim deserem. Uzupełnienie tego kulką lodów, jest przysłowiową wisienką na torcie. Za każdym razem tarta znikała do ostatniego okruszka. Za każdym razem zjadacze zarzekali się, że nie powinni brać dokładki i mimo wszystko ją brali.